Kij(eski) w mrowisko: Dumny z bycia Orłem

Dawno nie siedziałem z uśmiechem na twarzy podczas oglądania meczu naszej kochanej, wspaniałej i walecznej reprezentacji. To się w końcu dało oglądać. Inaczej. To się w końcu chciało oglądać. Po raz pierwszy od dawien dawna poczułem się dumny, że jestem […]

Dawno nie siedziałem z uśmiechem na twarzy podczas oglądania meczu naszej kochanej, wspaniałej i walecznej reprezentacji. To się w końcu dało oglądać. Inaczej. To się w końcu chciało oglądać. Po raz pierwszy od dawien dawna poczułem się dumny, że jestem kibicem biało-czerwonych.

Mecz z Gruzinami miał być najprawdziwszym testem na to jaka jest nasza drużyna. Spotkania z Niemcami i Szkocją były rozgrywane na ogromnej euforii i adrenalinie, dlatego obraz tamtych pojedynków z pewnością jest lekko przekłamany. Ile wtedy było piłki w piłce? Tego się nie dowiemy. Natomiast Gruzja w Tbilisi to idealny partner, a w zasadzie weryfikator, który miał potwierdzić umiejętności naszych kadrowiczów. Taki egzamin dojrzałości piłkarskiej w listopadzie. Jak się później okazało, nie dość, że otrzymaliśmy certyfikat na granie, to na dodatek zwrócono nam koncesje na polskich zawodników. Zasłużyliśmy w końcu na prawdziwą czekoladę, a nie wyrób czekoladopodobny.

Nie chcę rozbijać tego meczu na czynniki pierwsze, gdyż zrobili to wszyscy piłkarscy eksperci tym kraju. Jeśli macie ochotę, to możecie otworzyć sobie stronę polsatsport.pl lub weszlo.com, bo te portale aż uginają się od wszelkiego rodzaju analiz. Chciałem zwrócić uwagę tylko na jeden aspekt. Waleczność. Umiejętności i piłkarskiego skilla polskim kopaczom nigdy nie brakowało. Brakowało natomiast tzw. jazdy na dupie, gryzienia trawy, walki o każdy centymetr boiska. Te eliminacje pokazują zupełnie inną rzeczywistość. Im się po prostu chce. Rok temu Lewandowski za Chiny ludowe nie przebiegłby sprintem pół boiska, aby uratować straconą piłkę. W piątkowy wieczór zrobił to! Mało tego, po tej akcji padła bramka na 4:0. Można? Można!

Celowo nie wspominam meczu z Helwetami, bowiem to tylko pojedynek towarzyski, lecz potwierdził to o czym napomknąłem wcześniej. Walka na całego, pomimo iż było to spotkanie o pietruszkę. Nawałce nie można odmówić jednego – stworzenia fantastycznej atmosfery w zespole oraz doskonałego doboru zawodników. Faktycznie, przesadziłem. Dobrego doboru zawodników, gdyż nie wszystkim można nadać łatkę „Pan piłkarz”. Cała Polska to widziała! Cionek to kadrowicz z przypadku. Gra w parze z Thiago, to istne męki Tantala. Harówa za trzech, a nawet czterech. Bezpieczniej byłoby zagrać w 10-ciu, mniejsze prawdopodobieństwo wyrządzenia sobie krzywdy. Liczę na to, że Cionek pozostanie w tych ciepłych Włoszech i zbyt prędko nie opuści Półwyspu Apenińskiego.

Byłbym zapomniał o Mączyńskim. Lubię tego chłopaka, ale mam z nim jeden problem. Nie mam pojęcia jak on kopie piłkę. Fajnie się porusza po boisku, czasem sobie podbiegnie, koślawo poda, coś krzyknie, ale jak on naprawdę gra w piłkę, tego nie wiem. W sumie to nie moja broszka, ale jeśli powołuje go Nawałka to znak, że jego obserwatorzy widzą potencjał w Krzyśku. Tylko za cholerę nie mogę zrozumieć, czym przekonał ich do siebie ten Cionek?

Ostatni raz byłem tak podekscytowany naszą kadrą za czasów Leo Beenhakkera. Jezu, co to była za kadra. Grali jak natchnieni. Koniec końców czegoś im pod koniec zabrakło, ale nie zmienia to faktu, że wtedy na tę kadrę patrzyło się jak w święty obrazek. Holender podobnie jak Nawałka, wziął sobie kilku graczy z przysłowiowej dupy (np. Golański i Bronowicki) i stworzył DRUŻYNĘ. Nie boję się tego powiedzieć, ale wydaję mi się, że mamy okazję zaobserwować najlepszy zespół w historii polskiej piłki nożnej. Oczywiście, kilka niedociągnięć jest, jednak to wszystko da się spokojnie poukładać. Nareszcie wróciła normalność. Mieliśmy piękną złotą jesień, czekamy teraz na grom przebiśniegów.

About Bartosz Kijeski