Lipsk napędzany Red Bullem

RasenBallsport Lipsk nie patyczkował się z rywalami po awansie do Bundesligi i od razu sięgnął po Wicemistrzostwo Niemiec. Paradoksalnie przysporzyło im to więcej nowych wrogów niż fanów. W Niemczech RB Lipsk jest na samym szczycie listy nienawiści. Droga na szczyt […]

RasenBallsport Lipsk nie patyczkował się z rywalami po awansie do Bundesligi i od razu sięgnął po Wicemistrzostwo Niemiec. Paradoksalnie przysporzyło im to więcej nowych wrogów niż fanów. W Niemczech RB Lipsk jest na samym szczycie listy nienawiści.

Droga na szczyt

Dlaczego Dietmar Mateschitz wybrał Lipsk? Właściciel Red Bulla chciał stworzyć klub w dużym mieście. W grę wchodził Lipsk i Essen, ponieważ były to dwa największe miasta bez poważnej piłki (Rot Weiss Essen grało wówczas w IV lidze, aktualnie w V). W samym Lipsku były już dwa kluby, także grające w niższych ligach – FC Lokomotive i FC Sachsen. Co było decydujące? Położenie. Essen leży w Zagłębiu Ruhry, gdzie aż roi się od drużyn grających na najwyższych szczeblach. Wybór Lipska był najlogiczniejszy. Tym bardziej, że w mieście stał już gotowy 40-tysięcznik powstały na Mistrzostwa Świata w 2006 roku. W dodatku była to szansa dla dawnego NRD, aby zespół z tego terenu mógł wrócić na top.

Niemcy przyjęli Red Bulla na swoim terenie – delikatnie mówiąc – chłodno. Od samego startu klubu w 2009 roku zarzucano mu wszystko, co złe. Amatorskie drużynie nie miały szans, aby dorównać RB Lipsk. Windowanie cen, nieosiągalne pensje, ściąganie podstarzałych piłkarzy niszczyło rywalizację. Wówczas miało to sens, ponieważ po drugiej stronie były drużyny, których nie było na to stać. Bez aspiracji wejścia do Bundesligi, po prostu amatorów. Jednak Lipsk w Oberlidze długo nie zabawił. Już w pierwszym sezonie awansował do Regionalligi, a po trzech kolejnych do 3. Ligi. W niej również nie było problemów z promocją i stało się to już w pierwszym roku występów. Natomiast po kolejnych dwóch sezonach wywalczyli awans do Bundesligi.

Rangnick – przywódca rewolucji

Jednym z ojców sukcesu jest niewątpliwie Ralf Rangnick. Do Lipska trafił w 2012 roku i objął stanowisko dyrektora sportowego nie tylko RB Lipsk, ale także Red Bull Salzburg. Rangnick najlepiej czuje się w roli pana i władcy. Taką mógł wcześniej zyskać tylko w mniejszych ośrodkach. Źle czuł się w Stuttgarcie czy Gelsenkirchen, gdzie zderzał się z radami nadzorczymi, których nie był w stanie przekonać do swoich pomysłów. Zderzał się ze ścianą. Autorytarny charakter miał jednak idealnie pasować do nowo-tworzonej potęgi wschodnich Niemiec. Miało to być dzieło jego życia. Ciężko się nie zgodzić, że tak właśnie się stało.

Od momentu objęcia sterów przez Rangnicka, RB Lipsk zanotował trzy awanse w ciągu czterech lat. Nie udało się tylko w sezonie 2014-2015. Ówczesny trener – Alexander Zorniger twierdził, że jego celem nie jest awans do Bundesligi już w pierwszym sezonie. Inaczej twierdził dyrektor sportowy, który zwolnił szkoleniowca. Nowym na sezon 2015-2016 został… Ralf Rangnick. Efekt? Awans z drugiej pozycji. W ciągu siedmiu lat RB Lipsk przeszedł drogę z Oberligi do Bundesligi. Coś, co wydawałoby się niemożliwe, stało się faktem w maju 2016 roku, pod podwójnymi sterami Rangnicka.

Po awansie na najwyższy szczebel w Niemczech, strategia klubu się nie zmienia. Nadal stawiają na młodych zawodników, najbardziej utalentowanych nie tylko w rodzimym kraju, ale także w Europie. Ponadto mają szkoleniowca, który idealnie wpasował się w filozofię Rangnicka. Ralph Hassenhuttl poprzednie lata spędził w Ingolstadt, z którym wygrał 2. Bundesligę, a później zajął 11. pozycję w Bundeslidze. Jego zespół grał wysokim pressingiem i bardzo elastycznie, a gwiazd w składzie brakowało. Taki szkoleniowiec musiał trafić do Lipska.

Wróg numer 1

Od samego początku kibice najbardziej zasłużonych klubów byli negatywnie nastawieni wobec RB Lipsk. Klub bez historii, bez duszy, korporacyjna machina, sztuczny twór, „puszkowy” zespół. Można wymieniać w nieskończoność. W efekcie dochodziło do różnych ekscesów, także podczas samych meczów. Cierpieli ludzie postronni. W 2015 podczas meczu Pucharu Niemiec VfL Osnabruck – RB Lipsk trafiony zapalniczką został sędzia Martin Petersen. Do wyzwisk przed i podczas meczu piłkarze już się przyzwyczaili.

„Konserwatywne Niemcy” w dzisiejszych czasach brzmi jak oksymoron. W aspekcie piłkarskim nadal jednak tak jest. Chodzi o kwestie własnościowe. Reguła 50+1 miała chronić niemiecki futbol przed całkowitym przejęciem przez zewnętrzny podmiot. Dlatego też szukanie w Bundeslidze rosyjskich oligarchów czy arabskich szejków nie ma najmniejszego sensu. Jak tę zasadę obszedł RB Lipsk? Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że obszedł. Albo raczej znalazł lukę. Red Bull posiada 99% udziałów w klubie. Jednak podział głosów – który jest kluczowy w tej zasadzie – formalnie wskazuje na „klub matkę”, czyli RB Lipsk powstały z 5-ligowego SSV Markranstadt. W efekcie nie można się do niczego przyczepić, jeżeli chodzi o regułę 50+1. Zresztą podobnie jest w Augsburgu, więc kierowanie tego argumentu w kierunku Lipska jest niesprawiedliwe.

Tym bardziej rzucanie mięsem w Lipsk z tego powodu jest nie fair, jeżeli spojrzymy na Leverkusen i Wolfsburg. W obu klubach 100% głosów mają Bayer i Volkswagen, co jest jawnym złamaniem zasady 50+1. No właśnie nie do końca. Władze związkowe dopuściły do tego pod warunkiem, że podmioty przez co najmniej 20 lat będą ciągle i znacząco wspierać finansowo kluby. Później do tej dwójki dołączyło Hoffenheim. Kolejne kluby są raczej kwestią czasu.

Drużyna jednego sezonu (śmiech)

Wielu ekspertów twierdziło, że RB Lipsk będzie zespołem, który tylko w jednym sezonie będzie w stanie zaskoczyć rywali, a później będzie notował lot w dół. Często porównywano RB z Kaiserslautern z sezonu 1997/98. Wówczas beniaminkowi udało się zdobyć Mistrzostwo Niemiec, ale później było coraz gorzej. Jednak nie jest to idealny przykład drużyny „jednego sezonu”, ponieważ ekipa z Fritz Walter Stadion w kolejnych czterech latach plasowała się w górnej połowie tabeli. Dlatego też porównanie z Lipskiem miałoby nawet sens. Jednak zespół Hassenhuttla przez długi okres tego sezonu spisywał się bez zarzutu.

Problemem miały być występy na trzech frontach: Bundesliga, Puchar Niemiec i Liga Mistrzów. W lidze do końca listopada RB Lipsk grał bardzo dobrze, wygrywał i utrzymywał się na podium. Dopiero końcówka roku przyniosła zadyszkę. W czterech grudniowych pojedynkach wywalczyli tylko dwa punkty i spadli na 5. miejsce. W rozgrywkach krajowego puchar udało się przejść pierwszą rundę, ale już w kolejnej los skojarzył ich z Bayernem Monachium. Wydawało się, że murowanymi faworytami są Bawarczycy, ale mecz to zweryfikował. To Lipsk był stroną dominującą. Nawet wówczas, gdy grali w osłabieniu. Przegrali dopiero po rzutach karnych i nietrafionej jedenastce Timo Wernera. Po Lidze Mistrzów nie spodziewano się wiele. Tym bardziej, że grupa była trudna. Mistrz Turcji – Besiktas, półfinalista poprzedniej edycji Champions League – AS Monaco i Wicemistrz Portugalii – FC Porto. Lipsk jednak wygrał dwa mecze, jeden zremisował i z 7. punktami zajął 3. miejsce, co dało awans od Ligi Europy. W niej na wiosnę zmierzą się w 1/16 finału z Napoli.

Niemcy wolą szejków

Mam nadzieję, że RasenBallsport Lipsk w najbliższych latach utrze nosa „tradycjonalistom” i zdobędzie nie tylko Mistrzostwo Niemiec, ale również dobrze zaprezentuje się w Lidze Mistrzów. Może już w tym sezonie powalczy o coś więcej niż tylko 1/16 finału Europa League. Bundesliga potrzebuje Lipska, a Lipsk potrzebuje Bundesligi. W Niemczech za dużą przewagę – zwłaszcza finansową – ma Bayern Monachium. Blisko detronizacji była Borussia Dortmund, ale ekipa z Signal Iduna Park chyba zadowoliła się mianem „drugiej siły”. RB Lipsk już rozgościło się wśród najlepszych i na pewno nie będzie łatwo ich z tej imprezy wyprosić. Wręcz przeciwnie – za chwilę mogą tę zabawę poprowadzić.

Kompletnie nie rozumiem kampanii „antylipskowej” w Niemczech, która rozprzestrzenia się na inne kraje. RB nie kupuje gwiazd, oni je kreują. Dlaczego mamy ich nienawidzić? Co jest złego w dojściu na szczyt z młodymi, często nieznanymi piłkarzami i wykreowaniu ich na najlepszych? Dlaczego nikt nie ma pretensji do Manchesteru City, Paris Saint Germain czy Chelsea? Kluby z historią, ale gdyby nie pieniądze z Rosji i Bliskiego Wschodu, nie osiągałyby takich sukcesów. Wniosek jest prosty, a właściwie są dwa. W dzisiejszym świecie wolimy drogę na skróty, którą nie podążą RB Lipsk, a wybrali The Citizens, The Blues i PSG, często nie pytając, dlaczego tak się stało. Kupili najlepszych piłkarzy, co w teorii miało przynieść tytułu nie tylko w kraju, ale również w Europie. Na razie ten drugi cel zrealizowała tylko drużyna z Londynu. Drugi jest znany od lat i bardzo wyświechtany. „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?” (Mt 7, 3)

Bez pieniędzy nie da się nic osiągnąć w świecie sportu. Nikt nie będzie grał za darmo. Red Bull pokazał już niejednokrotnie, że wie jak bawić się w sport. Udowodnili to przede wszystkim w Formule 1. Teraz w piłce nożnej, po próbie generalnej, którą był Red Bull Salzburg, nadszedł czas na główny występ – RB Lipsk. I zapewniam, że nikt nie wyjdzie z tego spektaklu niezadowolony. Może poza Niemcami.

About Dawid Borucki

https://twitter.com/d_boruc, redaktor TakSięGra, sędzia WZPR, student politologii i dziennikarstwa (UAM Poznań)