Wywiad z Bożydarem Iwanowem

Kolejnym wywiadem, który przypomnimy jest rozmowa z Bożydarem Iwanowem. Z dziennikarzem Polsatu na początku 2012 roku rozmawiał Piotr Barwaśny, redaktor naczelny sportnaekranie.pl. Zapraszamy na wywiad! Jaka liga piłkarska jest Pana ulubioną? – Liga Mistrzów, naturalnie. A zaraz potem Liga Europy. […]

Kolejnym wywiadem, który przypomnimy jest rozmowa z Bożydarem Iwanowem. Z dziennikarzem Polsatu na początku 2012 roku rozmawiał Piotr Barwaśny, redaktor naczelny sportnaekranie.pl. Zapraszamy na wywiad!

Jaka liga piłkarska jest Pana ulubioną?
– Liga Mistrzów, naturalnie. A zaraz potem Liga Europy. To tak półżartem, bo wiem, że pytanie dotyczyło krajowych rozgrywek. A zatem angielska, oglądam ją od początku jej pokazywania w Polsce zdecydowanie najczęściej. Ogólnie lubię Wyspy Brytyjskie i dobrze się tam czuję, pewnie także z innych względów, tych muzycznych. Poza tym pracując dla Wizji Sport nasze studio mieściło się pod Londynem i dość dobrze wspominam ten czas i ludzi, z którymi tam pracowałem. Zaangażowałem się też „uczuciowo” dość mocno nawet w szkocką Premier League, ale w czasie jej lepszych dni, gdy Celtic był na fali, z Borucem i Żurawskim w składzie, dość często tam gościłem. Bliższy kontakt zawsze potęguje większą więź, nawet jeśli poziomem SPL odbiegała od innych lig w Europie.

Ma Pan jakąś inną pasję poza piłką nożną?
– Muzyka klubowa, głównie ta angielska właśnie, progresywna, bardziej klimatyczna i cięższa, niż ta, którą się gra w Polsce. Kiedyś pisałem nawet felietony do DJ Magazine. Jestem na etapie pomysłu zorganizowania cyklu imprez z moim przyjacielem niegdyś kultowym dj’em, z nieco innymi brzmieniami niż te najczęściej grane i z zaproszeniami dla nieco innej grupy osób, ale na razie jest to raczej bardziej projekt, trzeba to przygotować bardzo mądrze, by osiągnąć cel. Poza tym wypoczynek, także ten czynny w formie sportu, choć na wakacje jeździłbym z przyjemnością częściej niż mogę.

Kim by Pan został gdyby nie został Pan dziennikarzem?
– Jako dziecko chciałem być architektem, widząc nasze cuda budownicze. Nawet coś tam próbowałem kreślić i malować, ojciec jest artystą plastykiem, ale zabrakło trochę zacięcia i zapału. W zasadzie już jako dziesięcioletnie dziecko postanowiłem zostać komentatorem, choć naturalnie wtedy nie miałem pojęcia, że tak faktycznie będzie.

Czy TV Polsat to wymarzone miejsce pracy dla pana?
– Nie narzekałem na żadne miejsce pracy. W TVP za moich czasów były wszystkie prawa sportowe, nie tylko piłkarskie. Mogłem jeździć na ligę polską, Mistrzów, zaliczyć swój pierwszy mundial – jako 25latek – i skomentować mecze reprezentacji, wtedy tylko i aż towarzyskie. W Wizji przeżyłem historyczny awans – po 16 latach – na Mistrzostwa Świata tejże reprezentacji i przeżyć spotkania w Oslo i Cardiff. W Polsacie dwa mundiale, EURO i dziesiątki spotkań Champions League. A teraz chociażby awans Legii do Ligi Europy po horrorze ze Spartakiem. Zawodowo niczego mi już nie brakuje.

Czy lepiej komentuje się mecze ze studia czy ze stadionu?
– Ze stadionu, to naturalne. Nigdy nie osiągnie się takiej temperatury i takiego oglądu na boiskową sytuację siedząc w tzw. dziupli.

Woli Pan komentować mecz czy prowadzić studio?
– Nie ma dla mnie znaczenia, tak naprawdę. W obu rolach czuję się swobodnie, jestem dziennikarzem „multifunkcjonalnym”, jak niektórzy piłkarze, zagram nie tylko na jednej pozycji.

Jaki mecz komentowany przez Pana został przez Pana zapamiętany najbardziej?
– Rewanżowy półfinał Champions League 1998/1999, Turyn, stary stadion Delle Alpi. Juventus grał z Manchesterem United, w pierwszym meczu na Old Trafford było 1-1, zresztą Giggs wyrównał dla United dosłownie w ostatnim momencie, już w doliczonym czasie. Faworytem było Juve, które zresztą po dziesięciu minutach i dwóch golach Filippo Inzaghiego prowadziło już 2-0. Wydawało się, że jest już „pozamiatane”. Ale tamten Manchester nigdy się nie poddawał, straty odrobił z nawiązką, wygrał 3-2, a potem stoczył nie mniej pamiętny finał z Bayernem. Spotkanie w Turynie pamiętam także dlatego, że komentowałem je z zapalaniem tchawicy i że pod stadionem uścisnąłem rękę Alexowi Fergusonowi, co upamiętnia także zdjęcie, które stoi w domu u moich rodziców.

Czy ma Pan jakiegoś idola?
– Kiedyś był nim Werner Hansch, który oryginalnie komentował skróty Bundesligi w Sat 1, w słynnym niegdyś programie Ran. Niektórzy nawet do dziś mówię, że prezentuje właśnie niemiecką szkołę komentarza.

Czy chciałby Pan komentować Euro 2012?
– Nie, bo oznaczałoby to, że przeszedłem do TVP …

Dlaczego do niedawna bardzo mało słyszymy Pana podczas rozgrywek Eredivisie?
Przyczyna jest prosta. Polsat zakupił prawa do ligi polskiej, więc weekend muszę poświęcić w dużej mierze na oglądanie, komentowanie czy też omawianie naszej rodzimej ekstraklasy. Obiecuję jednak, że na końcówkę sezonu postaram się wrócić do Eredivisie…

Kto wg Pana jest najlepszym komentatorem w Polsce?
– Zawsze mam zasadę, że nie wypowiadam się na temat osób wykonujących ten sam fach, co ja. Przynajmniej oficjalnie… Ale zrobię wyjątek. Mateusz Borek. Bo zawsze dowiem się czegoś ciekawego słuchając jego transmisji. Spoza piłkarskiej branży duet Jaroński/Wyrzykowski w kolarstwie i Karol Stopa w tenisie.

Kto jest najlepszym Pana kolegą spośród dziennikarzy?
– Kiedyś Jacek Jońca i Bartosz Heller w TVP, w Wizji najbliżej trzymałem się z Maćkiem Kurzajewskim i Edkiem Durdą, a także ś.p. Robertem Rymarowiczem, w Polsacie z Mateuszem Borkiem i Romanem Kołtonie.

Czy ma Pan swoich wielbicieli na ulicy i czy jest Pan często rozpoznawany na ulicy?
– Czasem ktoś zaczepi i powie coś miłego, to przyjemne uczucie. Bo w końcu robimy coś dla ludzi i ich ocena naszej pracy ma największe znaczenie.

Dziękuje serdecznie za wywiad.
– Ja również dziękuję i pozdrawiam.

Rozmawiał Piotr Barwaśny
Wywiad został przeprowadzony 12 stycznia 2012 roku.

About Nikodem Potocki