Pierwszy mecz na INEA Stadionie w rundzie wiosennej zakończył się zwycięstwem 5:2. Po tym jednak przychodzi chwila refleksji a Kolejowy Klub Sportowy przegrywając 1:4 z Podbeskidziem znów daje do myślenia piłkarskim obserwatorom. Czy Lech Poznań prawem serii odniesie zwycięstwo nad dzisiejszym rywalem? Czego można się spodziewać po Poznaniakach?
Pierwsze minuty to wzajemne badanie terenu. Zarówno gospodarze jak i goście nieśmiało próbowali zaatakować, licząc że szybka prostopadła piłka otworzy drogę do bramki rywala. Szybciej zadanie wykonali Poznaniacy lecz piłka była poza zasięgiem Łukasza Trałki. Kilka minut później w ten sam sposób Jagiellonia mogła wyjść na prowadzenie jednak Jasmin Burić wygrał pojedynek sam na sam z Fiodorem Cernychem. Lech ruszył do przodu i tylko dzięki Bartłomiejowi Drągowskiemu, który końcami palców zmienił trajektorie lotu piłki posłanej przez Sisiego, przyjezdni nie stracili bramki. Co prawda Lechici jeszcze mieli szansę na dobitkę, jednak została ona zaprzepaszczona niecelnym strzałem Szymona Pawłowskiego . Pierwsze 15 minut to wymiana ciosów z jednej jak i drugiej strony. Nikt nie przybył na Bułgarską aby bronić remisu. Każda z ekip chciała wywalczyć komplet punktów, które pomogą utrzymać się w grupie mistrzowskiej. Kilka początkowych akcji chyba wyczerpały limit możliwości obu jedenastek. 25 minuta na zegarze a gra utknęła w środku i właśnie po tym całym uśpieniu padła pierwsza bramka dla gości. Rzut różny, zamieszanie, po czym strzałem głową Buricia pokonał Igor Tarasovs. Chyba nikt się nie spodziewał, że z nic nie znaczącej akcji goście wypracują jedną bramkową sytuację. To realia polskie piłki. Szkoda, że na takie sztuczki nie nabierają się czołowe europejskie kluby w meczach z polskimi drużynami. Lech ruszył do odrobienia strat. Od 5 minut po stracie bramki regularnie przebywali na placu Jagielloni, próbując zmusić bramkarza gości do kapitulacji. Niestety dla gospodarzy lepsi, póki co, okazywali się defensorzy klubu z Białegostoku. Trochę zimno się zrobiło. Uff, chyba na rozgrzewkę Karol Linetty posłał długi strzał zza pola karnego. Bo inaczej trudno wytłumaczyć tę piłkę lecącą daleko poza światłem bramki. Lech poczuł niebieską moc. Nie schodzili z polowy Jagielloni zmuszając ich do desperackiej wręcz czasem obrony. Po całej serii ostrzałów i dominacji „Jaga” wreszcie przejęła piłkę a następnie szybką kontrą wypracowała sobie akcje podbramkową, po której sędzia dopatrzył się faulu Poznaniaka we własnym polu karnym. Rzut karny, który wyegzekwował Piotr Tomasik podnosząc wynik na 2-0. Białostoczanie grali bardzo efektywnie. Zauważyli, że wszystko czego się nie dotkną zamienia się w złoto, toteż postanowili częściej atakować nie ograniczając się już tylko do obrony wyniku. Do przerwy jednak rezultat nie uległ zmianie.
Jaką grę zobaczymy po przerwie? Pierwsze 45 minut spotkania były ostatnimi dla Kebby Ceesey`a którego zmienił debiutant Kamil Józwiak. 50. minuta a na boisku jedna za drugą trzy szarże indywidualne zawodników. Piłka nożna do gra zespołowa a tu wygląda to tak jakby każdy sam chciał za wszelką cenę przebiec całe boisko i rozstrzygnąć o losach spotkania. Z całym szacunkiem, ale jeżeli ktoś chciał odkryć w sobie Cristiano Ronaldo to raczej mu się to nie udało. W 58 minucie rzut wolny dla Lecha, który mógł co najmniej zagrozić bramce Drągowskiego, gdyby Lechici bardziej niż na celebrację stałego fragmentu gry postawili na precyzyjne jego wykonanie. To „widowisko” nie wygląda zbyt atrakcyjnie. Po wymianie ciosów znów gra utknęła w środku. Niedokładność podań jednej bądź drugiej drużyny stoi na przeszkodzie skonstruowania ciekawej akcji, bo ciężko tutaj dopatrzeć się udanych interwencji obronnych. Do sytuacji podbramkowych, o ile w tym okresie dochodzi, to tylko za sprawą szczęśliwych indywidualnych rajdów zawodników. Ostatnio po takiej stagnacji padła bramka. Może i teraz tak będzie? Nic nie zwiastowało aby oblicze gry miało ulec zmianie. Lech gra znów słabo i wygląda tak jakby ktoś zapomniał dołożyć węgla do tej lokomotywy. Może taką porcją sil będzie nowowprowadzony Gergo Lovrencisc, który zmienił Dawida Kownackiego? Lech nie ma czego bronić ale i ataki nie przynoszą żadnych korzyści bo w bramce znajduje się Drągowski wspaniale dziś czytający grę i piąstkując raz za razem, oddala tym samym zagrożenie od własnej bramki. Taka gra Jana Urbana raczej nie satysfakcjonuje o czym głośno jednak nie wspomina. Lechici nie potrafili stworzyć sobie dogodnych okazji do oddania strzału, które mogłyby znaleźć drogę do siatki. Końcówka spotkania to jeszcze nieliczne próby zmiany wyniku, który jednak nie uległ zmianie i Lech Poznań w rundzie wiosennej ponosi drugą porażkę z rzędu. Tym razem musi uznać wyższość Jagielloni Białystok, która pokonała Mistrza Polski 0:2.
Kolejna akcja promocyjna Lecha Poznań w ramach której dzieci w wieku szkolnym mogą dopingować „Kolejorza”. Szkoda jednak, że nikt nie dba o wychowanie młodego pokolenia próbując bardziej stawiać na ich intelektualny rozwój. Kibice zwłaszcza Ci najwierniejsi powinni uszanować najmłodszych kibiców i ograniczyć wulgaryzmy, które raz za razem coraz dobitniej, mimo upomnień spikera, wykrzykiwali w kierunku różnych pojedynczych bądź zorganizowanych instytucji. Ważne, aby w całym tym sportowym wydarzeniu pamiętać o wzajemnym szacunku. Ważne aby uczyć i wychowywać. Chwali się natomiast kolejne wspomnienie historyczne, które przypominają Fanatycy Kolejorza. Nie można ograniczyć się tylko do haseł. Trzeba dać przykład własnym zachowaniem, np. kulturalnym dopingiem. Bo to jest możliwe. Wystarczą tylko chęci. Chcieć znaczy móc, a móc znaczy potrafić.
Z Poznania
Z INEA Stadionu
Michał Lewandowski
Absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Moja pasja to sport, w szczególności piłka nożna i sporty zimowe. Wielki fan Serie A i wierny kibic AC Milanu.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.