15 – minutowy reset. Lech traci „pewne punkty”

blank
fot.

Do Poznania przyjechał Piast Gliwice, który nadal ma szansę na tytuł mistrza Polski, Kolejorz zaś walczy o awans do pucharów. Od samego początku mecz był wyrównany, ale bogaty w składne akcje obu stron. Pierwsze 15 minut stanowiły przyzwoitą reklamę polskiej piłki.

W tym czasie zarówno Lech jak i Piast mieli okazje na zdobycie bramki. Jedną z nich w 5 minucie wykorzystał Karol Linetty a duży w tym udział, jak i w innych akcjach gospodarzy miał powracający po kontuzji Szymon Pawłowski. Kolejny kwadrans minął pod znakiem dużej przewagi optycznej Lechitów. Goście nie potrafili przez kilka dobrych minut opuścić własnej polowy. Dopiero gdy zbliżała się 30. minuta spotkania, Gliwiczanie wybrali się pod bramkę, której strzegł Jasmin Burić. Jednak nie osiągnęli tym żadnego celu. Lech z kolei w 39. minucie podwyższył prowadzenie dzięki dobitce odbitego strzału Karola Linettego. Strzelcem był Nicki Bille Nielsen. Poznaniacy poszli za ciosem lecz do przerwy nie potrafili już wypracować sytuacji bramkowej. Jan Urban i jego piłkarze mieli spory atut. Głowa w tym trenera, aby tej przewagi nie zmarnować. A sadząc po tym, że odprawa w prezerwie o wiele dłużej trwała  w zespole gospodarzy, świadczyć mogłą o długiej rozmowie mającej na celu utrzymanie mobilizacji w zespole

Po zmianie stron Piast wraca do gry. W 51. minucie piłka swobodnie po koźle trafiła do siatki KKS Lecha Poznań. A uczynił to Sasa Zivec. Trzeba dodać, że goście od początku drugiej połowy aktywnie ruszyli do ataku i przez pierwszy kwadrans praktycznie nie opuszczali strefy boiska. Efektem tego była wyrównująca, piękna bramka Patrika Maraza w 61. minucie. Cokolwiek powiedział trener Radoslaw Latal w przerwie spotkania wiemy, że była to lakoniczna odprawa: krótka, zwięzła i na temat. Jednak w 69. minucie cały plan musiał ulec zmianie. Dobrze zapowiadająca się kontra, którą wyprowadził niedawno wprowadzony w miejsce Łukasza Trałki Dawid Kownacki została nieprzepisowo i brutalnie zatrzymana.  Za ten faul rywal został ukarany czerwoną kartką. Grający od tej pory goście w osłabieniu wcale nie cofnęli się do obrony a nadal realizowali ofensywny styl gry. Mający w tym momencie 3 punkty straty do Legii piłkarze gości musieli ryzykować nie chcąc wypaść z gry o mistrzostwo. Otwarta gra, przy braku zawodnika to spore ryzyko podjęte przez „Piastunki”, którzy raz po raz nękani byli groźnymi akcjami gospodarzy. Defensywa przyjezdnych była jednak skoncentrowana i nie pozwoliła sobie na utratę trzeciej bramki w meczu. Wynikiem 2:2 zakończyło się spotkanie, także dzięki piłkarzom „Kolejorza”.  Skuteczność gospodarzy w drugiej polowy raziła oczy i budziła uśmiech na twarzach kibiców, ostatecznie zaś gwizdy wśród publiczności.

Pewne punkty – choć nie ma czegoś takiego w sporcie, to jednak każdy już powoli dopisywał do konta Poznaniaków 3 oczka w tabeli. Gra układała się po myśli gospodarzy, którzy przez większą część I połowy przebywali na stronie przyjezdnych. Lechici dobrze weszli w mecz. Ale przespali cały kwadrans między połowami. Spotkanie może trwa 90 minut. Ale to co się dzieje podczas tego czasu jest efektem czasami nawet kilkuminutowej rozmowy. Nie ważne co trener gości powiedział w czasie przerwy. Mógł nawet omawiać smażenie naleśników. Ważne, że to co powiedział trafiło i zmieniło oblicze drużyny.

Z Poznania
Z INEA Stadionu
Michał Lewandowski