Ależ się rozstrzelali – osiem goli w jednym meczu! Wolverhampton 2:6 Chelsea – skrót meczu

Premier League logo 2024
fot. Shutterstock/mourizativa

Zaryzykuję stwierdzeniem, że mimo wysokiej porażki gospodarzy, trudno byłoby znaleźć kibica, który pojawił się wczoraj osobiście na stadionie przy okazji meczu Wolverhamptonu z Chelsea, i po upływie 90 minut żałowałby swojej obecności. Tym razem trzeba przyznać, że zawodnicy (zwłaszcza ekipy z Londynu) rozpieścili swoich kibiców, a samo spotkanie, wbrew pozorom, przez dość długi czas zdawało się być wyrównane.

W pierwszej połowie meczu obydwie ekipy zdecydowanie postanowiły kierować się zasadą „oko za oko”. Już w drugiej minucie, bezpośrednio po wrzutce z rzutu rożnego, piłkę w siatce umieścił Jackson. Niedługo później Cunha jednak odpowiedział i w ten sposób rywalizacja zaczęła się od nowa.

Tuż przed zakończeniem podstawowego czasu gry, drogę do bramki odnalazł Cole Palmer, ponownie wyprowadzając Chelsea na prowadzenie. Jednak w szóstej minucie doliczonego czasu, historia sprzed kilkunastu minut się powtórzyła – Strand Larsen dopada do piłki w polu karnym i zalicza bramkę „do szatni”.

W drugiej części spotkania to Chelsea przejęło inicjatywę. Od 49. do 63. minuty prawdziwy koncert zaprezentował kibicom Madueke, który zdobył w tym czasie trzy bramki. Co ciekawe, za każdym razem asystował mu Palmer.

W 79. minucie gola dla Wolves, który ostatecznie został anulowany, zdobył Lemina, a minutę później wynik spotkania na 2:6 ustalił Joao Felix.

Wolverhampton po dwóch kolejkach jest zatem jedną z pięciu drużyn, które nie mają jeszcze na koncie żadnego punktu. Chelsea natomiast w efektowny sposób przełamuje się po porażce z Manchesterem City.