Jak zbudować topową drużynę?

blank
fot.

Czy jeśli jedna z popularnych drużyn pokroju Arsenalu nie odnosi sukcesów, narzekania kibiców zawsze są uzasadnione. Gdzie są granice cierpliwości w piłce? Na Emirates Stadium ludzie zarządzający klubem mają ogromne pokłady powściągliwości, ostrożności, Kanonierzy nie są dziś potentatem Premier League, nie brylują też w Europie, jednak czy nie jest to pokłosie specyficznej polityki transferowej Arsene Wengera, który choć nie jest Szkotem, słynie ze skąpstwa.

Arsenal przez lata jawił się jako angielski wzór piłkarskiego idealizmu. Futbolowi romantycy nieznoszący drużyn opływających w luksusy i demoralizujących świat piłki obrzydliwym blichtrem, bajońskimi zarobkami gwiazd widzieli w Arsenalu jakiś promyk nadziei na przeciwstawienie się nieuchronnemu trendowi przeznaczania ogromnych/idiotycznych sum na transfery często graczy po prostu przereklamowanych. Arsenal przy tym od lat gra futbol finezyjny. Alexis Sanchez czy Mesut Oezil to gwiazdy Premier League, jednak wciąż brakuje im pewnego elementu do tego, by przeżywać jakieś dłuższe pasmo sukcesów. Jednak szyderstwa i drwiny z Arsenalu często mi nie odpowiadają, gdy spojrzę na MU. Jose Mourinho nie jest trenerem, który kształtuje nowych graczy, Portugalczyk żąda zawsze od władz klubu poważnych wzmocnień, by mieć już gotową drużynę do wygrywania. W ostatnim oknie transferowym kupił więc Paula Pogbę z Juventusu za około 100 mln. Transfer Francuza okazał się niewypałem. Dość powiedzieć, że MU straszy dziś podstarzałym Zlatanem Ibrahimovicem, który niestety ostatnio nabawił się kontuzji. Z drugiego planu wyłania się czasami Marcus Rahfold, nadzieja angielskiej piłki, ale MU już dawno zmarniał. Odejście Alexa Fergusona rozpoczęło okres piłkarskiej degeneracji na Old Traford.

O tym, że kasa nie jest najważniejsza przekonują się także kibice Chelsea. Roman Abramowicz to krezus angielskiej ligi, słynny rosyjski oligarcha, który w poprzednim sezonie był zmuszony wyrzucić z klubu Jose Mourinho. Eden Hazard nie dryblował jak szalony, Diego Costa pogrążał się wyłącznie w prowokacjach i wskutek tego Chelsea zabrakło w europejskich pucharach, dziś drużynę wzmacnia N’Golo Kante i The Blues pewnie zmierzają po mistrzostwo Anglii? Kasa była najważniejsza? Nie, zapewne piętno na drużynie odcisnęła toksyczna atmosfera w szatni, czyli w tym przypadku to czynnik psychologiczny odegrał kluczową rolę.

Ignoranci kpią z Arsenalu, jakby nie zauważając, że Real Madryt w ostatniej dekadzie mistrzostwo Hiszpanii zdobywa zaskakująco rzadko. La Liga stała się w ostatniej dekadzie ulubioną zabawą Barcelony, która dominuje na Półwyspie Pirenejskim. Czy w Realu potrzeba cierpliwości? Owszem, jednak w tym klubie cierpliwość nie ma racji bytu, dwa sezony temu, gdy Carlo Ancelotti śmiał  nie wystawić w jakimś nieistotnym meczu Królewskich Garetha Bale’a w podstawowym składzie, wszechwładny Florentino Perez się zbiesił i wysłał Włocha na zieloną trawkę. Słynny Książę Walii w Premier League imponował brawurowymi rajdami, szarżował aż miło, zaskakiwał też potężnymi strzałami zza pola karnego, zdobył w ten sposób wiele nieziemskich goli, jednak na Santiago Bernabeu z meczu na mecz był coraz słabszy, dziś fani Realu cieszą się, że Bale jest kontuzjowany, dzięki jego absencji grę w podstawowym składzie zapewnioną ma bowiem Isco, czyli bajeczny drybler i znakomity wirtuoz, nad którym pewną przewagę mają tylko Leo Messi i Neymar. Real wiele razy musiał znosić upokorzenie, dwa sezony temu w LM gole strzelał Królewskim Alvaro Morata, piłkarz niechciany na Bernabeu, dziś z powrotem trafił do Kastylii. Perez jednak uczy się trochę na błędach.

Barcelona przez lata odnosiła sukcesy dzięki unikalnemu stylowi gry, jednak po odejściu Pepa Guardioli należało tę tiki-takę urozmaicić, wprowadzić nowe elementy zaskoczenia, poniekąd ta sztuka udała się ludziom z Camp Nou. Futbolowych romantyków może martwić tylko to, że Barca poszła w ślady innych potentatów światowego futbolu i zdecydowała się na bajońskie transfery, na Neymara i Suareza szefowie klubu z Camp Nou wydali gigantyczne sumy. Dziś Katalończycy nie czarują, wciąż skazani są na kunszt Leo Messiego, czasami też indywidualną akcją błyśnie Neymar, a w polu karnym jak rasowy snajper zachowa się Suarez. Jednak Barca coraz częściej się szamocze, La Masia podupadła, złote pokolenie powoli odchodzi do lamusa. Linia pomocy katalońskiej potęgi wyraźnie się pogorszyła, straciła sporo na kreatywności. Barca odpadła w LM, wciąż gra w niej Atletico, dzięki determinacji, poświęceniu.

Jak widać, nie ma jednej recepty na sukces, więc przytyki wobec Arsenalu często są żenujące. Czy nie lepiej pośmiać się z Realu, który być może dokona rzeczy historycznej, wygrywając drugi raz z rzędu LM. Jednak jakim kosztem? Za sprawą absurdalnej polityki transferowej. Na Bernabeu liczą bowiem, że samo gromadzenie gwiazd da im sukcesy. A co powiedzą o sukcesach w PSG lub w MC? Tymczasem Juventus po stracie Arturo Vidala, Paula Pogby i Alvaro Moraty nie rozpacza, prawdopodobnie sięgnie po triumf na Starym Kontynencie i zaskoczy niedowiarków. Doświadczenie, wyrachowanie dziś góruje nad wielką kasą i nieprzyzwoitym, niesmacznym gwiazdorstwem.