Przed przerwą na reprezentację, zawodnicy Kolejowego Klubu Sportowego Lecha Poznań musieli pozytywnie zakończyć kolejny rozdział w ekstraklasie, aby w miarę spokojnej (jeżeli takowa przy obecnej sytuacji drużyny jest możliwa) atmosferze udać się na 14–dniową pracę nad szlifowaniem własnej formy.
Górnik Łęczna miał bardzo trudne zadanie przyjeżdżając do Poznania. Z jednej strony przed tym spotkaniem miał 11 punktów przewagi nad Lechitami a z drugiej strony przecież to Mistrz Polski. Choć gra nie porywa to ostatnie wyniki znacząco budują morale „poznańskich pyr”. Nic więc dziwnego że „Duma Lubelszczyzny” mogła, mówiąc kolokwialnie, „czuć się skołowana” zaistniałą sytuacją. Lech z kolei może przeczuwał, że goście nie czują tego dnia rytmu i szybko zaatakowali piłkarską świątynię strzeżoną przez Silvio Rodicia. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Już w 5. minucie po składnej, szybkiej i miłej dla oka akcji padła bramka, która dała prowadzenie broniącym mistrzowskiego tytułu a jej strzelcem był Maciej Gajos. Kibice spodziewali się, że to tylko przedsmak jeszcze większych emocji. Te osiągnęły zenitu po upływie zaledwie 9 minut, czyli tylu ile potrzebował Robert Lewandowski na strzelenie pięciopaka w Bundeslidze. W 14. minucie futbolówka znalazła się w bramce Jasmina Buricia ale sędzia, słusznie zresztą, odgwizdał spalonego. Było to jednak ostrzeżenie dla Kolejorza, że mecz łatwy nie będzie a szybko strzelona bramka niech nie usypia gospodarzy Inea Stadionu. Łęczna atakowała i stwarzała sobie sytuację, ale tylko brak skuteczności ratował Poznaniaków przed zmianą korzystnego dla nich rezultatu. Górnik jednak walczył a ich sposobem na zdobycie wyrównującej bramki były długie podania, przerzuty do Leonardo, który raz za razem, włączając się w akcje ofensywne, nękał linię defensywną Lecha Poznań. Grać na takim pięknym stadionie to marzenie niejednego piłkarza. A pokazać się z jak najlepszej strony to już dopełnienie listy życzeń. Niestety to budzi czasami negatywne skutki o czym w 63. minucie przekonał się Radosław Pruchnik, który ujrzał drugą żółtą a w konsekwencji czerwona kartkę. Od tej pory Lech grał w przewadze liczebnej co znacząco wpłynęło na jakość ich gry. Zaczęli dominować na murawie co udokumentowali niespełna 8 minut później drugą zdobytą bramką. Na listę strzelców znów wpisał się Gajos który ma na koncie już 7 bramek i goni Nemanja Nikolicia 😉 . W 72 minucie na boisku pojawił się Denis Thomalla zmieniając Kaspera Hamalainena. Ciekawi byliśmy tego jak zaprezentuje się Niemiec przed 23 tysięczną publicznością, która tego dnia zjawiła się przy Bułgarskiej. Pierwsze akcje w jego wykonaniu jednak nie wróżyły niczego dobrego. Piłkarz widać wyraźnie gubił się w grze zachowując się niejednokrotnie tak jakby w tym samym momencie gdy otrzymywał podanie mgła nawiedzała stadion. Nie widział i nie wiedział nic. W jego akcji nie było ani składu ani ładu. Jeżeli ktoś przed meczem wmówił jemu, że piłka parzy, to trzeba pogratulować siły argumentu z jaką przekazał tę wiadomość. Lech jednak atakował i podniósł prowadzenie do trzech bramek, dzięki Karolowi Linettemu. Warto odnotować, że świetną piłką obsłużył go Kebba Ceesay dla którego ten mecz także nie był występem marzeń. Gambijczyk przez cały mecz grał słabo, a szalejący jego stroną Leonardo na wiele sobie z nim pozwalał. I to właśnie Brazylijczyk ustalił końcowy wynik 3-1 wykańczając szybką kontrę drużyny gości.
Lech po fatalnym początku powoli powraca na właściwe tory. Jak sam trener Jan Urban zapytany przeze mnie na pomeczowej konferencji przyznał, że mimo korzystnego wyniku nie do końca jest zadowolony z tego co prezentuje zespół to nie można odmówić, że ich gra jest efektywna. Nikt przecież nie będzie pamiętał w jakim stylu grała drużyna ale ile punktów zdobyła i jakie miejsce zajęła. Niektóre drużyny grają piękną piłkę ale nie potrafią zdobyć punktów. Lech może nie gra pięknej piłki ale punkty zaczyna powoli kolekcjonować, a przy tym niektóre akcje zarówno indywidualne jak i zespołowe naprawdę mogły się podobać. Na własne oczy widziałem. KKS Lech Poznań pod wodzą nowego maszynisty już nie zatrzymuje się tak często na stacjach jak miało to miejsce jeszcze parę kolejek wcześniej.
z Poznania
Michał Lewandowski
Absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Moja pasja to sport, w szczególności piłka nożna i sporty zimowe. Wielki fan Serie A i wierny kibic AC Milanu.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.