Kabaretu w Leicester ciąg dalszy. Ranieri trenerem Marcina Wasilewskiego.

blank
fot.

Poprzedni sezon Premier League był doprawdy niesamowity. Oczywiście, w centrum uwagi, zresztą słusznie, znalazła się londyńska Chelsea, która w imponującym stylu sięgnęła po mistrzowską koronę. Jednak w cieniu zwycięzców wyrósł zespół, który podbił serca kibiców, nie tylko w Anglii, ale i w Europie, ba w całym piłkarskim świecie!

Premier League

Mowa oczywiście o Leicester City, drużynie z 300 000 tysięcznego miasta w środkowej Anglii. Na pierwszy rzut oka kadra nie robi wrażenia. Próżno tam szukać piłkarskich wirtuozów, młodych gniewnych. Jedyne nazwisko, które przyciąga wzrok to Esteban Cambiasso, piłkarz z nie byle jakim CV. Jest jeszcze Kasper Schmeichel, znany głównie z tego, że jest… synem legendy Manchesteru United. Dla nas, Polaków, Leicester to po prostu zespół Marcina Wasilewskiego. Oto kolejna ekipa średnich piłkarzy. A na ławce Nigel Pearson, który solidnie zapracował sobie na markę specjalisty, nie od parady, ale łatka futbolowego świra przylgnęła do niego równie mocno. Przenosząc sytuację Leicester na nasze ligowe podwórko, „Lisy” przypominają „bandę świrów”, czyli Koronę Kielce pod wodzą Leszka Ojrzyńskiego. Nikt na nich nie liczył, nikt nie dawał im szans na utrzymanie w elicie angielskiej piłki. I…

I przez długi czas wydawało się, że były to wróżby słuszne. Przez ponad 150 dni piłkarze Leicester okupowali ostatnie miejsce w tabeli. Widoków na utrzymanie nie było. Ale Pearson ciągle miał nadzieję. Nadzieja matką głupich – powiedzą niektórzy i trudno odmówić im racji. Jednak tym razem wiara w końcowy sukces była uzasadniona. Kwiecień i maj okazały się kluczowe dla losów walki o uniknięcie relegacji do Championship. Leicester powstało niczym feniks z popiołów. W ostatnich 10 kolejkach, na 30 możliwych punktów Lisy zdobył aż 22 oczka!

Utrzymanie w Premier League stało się faktem. Zasługa piłkarzy – niedopowiedzenie. Skoro za porażki odpowiada w głównej mierze trener, to i trenerowi należy przypisać większość udziałów za tryumfy. Pearson był w Leicester bohaterem, jego nazwisko nie schodziło z ust ekspertów i kibiców. Były to jednak miłe złego początki…

W tzw. „sezonie ogórkowym” gruchnęła informacja o zwolnieniu dyscyplinarnym trzech młodych piłkarzy Leicester. Ekscesy na tle rasistowskim i seksualnym, które miały miejsce w Tajlandii pewnie przeszłyby bez echa, gdyby jednym z „trzech muszkieterów” nie był syn Pearsona – James.

„Wygrał jako trener, przegrał jako ojciec.” – takie mocne, choć niepozbawione sensu słowa  padły z ust niejednego dziennikarza. Jednakże Pearson nie schował się za podwójną gardą. Mimo, iż zdawał sobie sprawę z oczywistej winy swojego syna stanął po jego stronie, co jest postawą godną odnotowania. Lojalność z pewnością nie jest mu obca. Każdy może popełnić błąd, ale także każdy powinien otrzymać szansę na rehabilitację. Kto jak kto, ale Pearson wiedział o tym doskonale, pamiętając doświadczenia poprzedniego sezonu. Murem stanął po stronie swojego syna i spotkało się to z dezaprobatą władz klubu. Chyba jednak nikt nie spodziewał się tego, co wkrótce miało nastąpić.

„Leicester sacked Pearson.” Czytając tę informację na oficjalnej stronie Sky Sports, wielu musiało uznać to za spóźniony prima-aprilsowy kawał. Nic bardziej mylnego. Człowiek, który uratował Premier League dla Leicester, człowiek któremu kibice najchętniej postawiliby pomnik, żegnał się z klubem w niewyjaśnionych i szalenie kontrowersyjnych okolicznościach. Jako główną przyczynę rozbratu z Anglikiem podano „inną wizję rozwoju klubu”. Skąd my to znamy? Wybaczcie kolejną aluzję do polskiej ligi, ale czyż nie tak żegnano się w Legii z Janem Urbanem, zatrudniając Henninga Berga? Zamienił stryjek siekierkę na kijek? Do Warszawy przybył człowiek z głośnym nazwiskiem i dziś podobnie rzecz ma się w Leicester.

Claudio Ranieri nowym szkoleniowcem Lisów. Nazwisko znane, przedstawiciel starej włoskiej szkoły trenerskiej. Fiorentina, Atletico Madryt, Chelsea, Juventus, Roma, a ostatnio reprezentacja Grecji. Blisko 30-letnie doświadczenie na trenerskiej ławce. Robi wrażenie, prawda?  Tylko… Ranieri nigdy nie wygrał niczego poważnego. Zerknijcie na to:

 Cagliari Calcio

  • Mistrzostwo Serie C1 1988/1989
  • Puchar Serie C11988/1989

ACF Fiorentina

  • Mistrzostwo Serie B1993/1994
  • Puchar Włoch 1996
  • Superpuchar Włoch 1996

Valencia CF

  • Puchar Hiszpanii 1999
  • Puchar Hiszpanii 1998
  • Superpuchar Europy 2004

13 klubów. Przez 30 lat zaledwie 8 trofeów, z czego tylko 4 możemy traktować naprawdę poważnie. Jednak ostateczną zadrą na wizerunku Ranieriego są jego ostatnie wyniki z reprezentacją Grecji, a właściwie ich brak. 2 klęski, a może stosowniej mówić o wtopach, z Wyspami Owczymi. Dla Greków, Mistrzów Europy sprzed 10 lat to było za dużo. Dyscyplinarnie wyp… zwolnili Ranieriego. Wydawać by się mogło, że nikt nie spojrzy już krzywym okiem na Włocha. A jednak…

Kolejną przystanią tego, spójrzmy prawdzie w oczy, miernego trenera będzie Leicester. Prezes klubu, Vichai Raksriaksorn, chyba nie do końca wie co robi, a i doradców musi mieć ślepych na co najmniej jedno oko. Nam, fanatykom Premier League, pozostaje tylko wierzyć, że Pearson wróci na ławkę równie szybko jak, wybaczcie ostatni polski akcent… Kamil Kiereś.