Kolejny krok do Europy! Podsumowanie pierwszych meczy polskich drużyn w III rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji

blank
fot.

W czwartkowy wieczór na antenach Polsatu Sport oraz TVP Sport mogliśmy śledzić zmagania Śląska Wrocław, oraz Rakowa Częstochowa w walce o Ligę Konferencji Europy. Jak poszło polskim drużynom w tych starciach i jakie wnioski możemy wyciągnąć po tych starciach?

ŚLĄSK WROCŁAW – HAPOEL BEER SZEWA

Mecz na stadionie we Wrocławiu rozpoczął się punktualnie o godzinie 20:00. Pierwsza połowa spotkania trwała jednak ponad godzinę ze względu na przerwę, wywołaną użyciem przez kibiców Śląska środków pirotechnicznych. Na boisku również nie brakowało fajerwerków. Na pewno nie w pierwszej połowie. Wynik w 28 minucie otworzył Erik Exposito, który to popisał się świetnym strzałem w górny róg bramki. Zespół z Izraela odrobił stratę w 5 z 19 doliczonych do pierwszej połowie minut. Piłkę do bramki Wrocławian skierował po dośrodkowaniu Safuriego Lucas Bareiro. W normalnych okolicznościach byłby to gol do szatni, jednak w przypadku tego meczu gracze Śląska zdołali jeszcze odpowiedzieć. W 17 minucie doliczonego czasu gry Robert Pich został sfaulowany w polu karnym, a sędzia bez chwili wahania wskazał na 11 metr. Do karnego podszedł sam poszkodowany i wyprowadził Śląsk na ponowne prowadzenie. Druga połowa była już znacznie spokojniejsza i nie obfitowała w bramki.

Jest zaliczka przed rewanżem

Śląsk na pewno pokazał się z dobrej strony a zespół Hapoelu mimo znacznie większego doświadczenia w europejskich pucharach, wcale nie był taki straszny, jak go malowali niektórzy po losowaniu. Wrocławianie od początku przewodzili i skutecznie zamknęli graczy z Izraela na ich połowie. Po zdobytej bramce oddali jednak trochę pola co skutkowało niestety wyrównującą bramką. Niemniej jednak Śląsk jedzie na rewanż z jednobramkową zaliczką, a strata bramki na własnym boisku nie ma już aż tak wielkiego znaczenia, jak 2-3 sezony temu. Wygrany z tego starcia prawie na pewno zmierzy się z cypryjskim Anorthosisem Famagusta, który to uległ w Wiedniu tamtejszemu Rapidowi 3:0.

RAKÓW CZĘSTOCHOWA – RUBIN KAZAŃ

Raków dotychczas gra w Europie na zero z tyłu”. To naprawdę może cieszyć kibiców, jednak brak skuteczności i to samo zero z przodu nie jest już powodem do dumy. Częstochowianie w swoim trzecim meczu w europejskich pucharach nadal nie zaznali smaku wygranej w meczu. Co więcej, nadal nie wiedzą, jak to jest cieszyć się ze zdobytego gola na europejskich boiskach. Piłkarze Rakowa nie podchodzili do tego spotkania w roli faworyta, niemniej jednak zdołali powstrzymać piłkarzy z Kazania. Statystyki mecz były naprawdę wyrównane. Po 50% posiadania piłki, 7 do 8 w sytuacjach bramkowych, 2 do 3 w strzałach celnych i strzałach niecelnych, 14 do 16 w rzutach wolnych. Sam obraz gry był podobny i na pewno nie było czuć, że do Bielska-Białej przyjechał dawny mistrz Rosji i uczestnik rozgrywek Ligi Mistrzów oraz Ligi Europy sprzed kilku sezonów.

Błędy mogą się zemścić

Telewidzów, jak i kibiców na stadionie na pewno bolała jednak jedna rzecz. Raków miał niezwykle wiele strat i niedokładnych zagrań. Świadczy o tym, chociażby fakt, że pierwszy celny strzał na bramkę Rubinu miał miejsce po 80 minucie. Wcześniej praktycznie każda dobrze zapowiadająca się akcja Rakowa była sabotowana przez…piłkarzy Rakowa. Raz niedokładnie dogranie, raz zbyt długi rajd z piłką zakończony stratą itd. W obronie nie było wcale znacznie lepiej. Co prawda cieszy brak straconej bramki, jednocześnie martwi liczba strat, podań pod nogi graczy z Kazania przy własnej szesnastce i ogólny chaos, który momentami panował na połowie Rakowa. Rewanż w Rosji na pewno nie będzie łatwiejszy i gracze z Częstochowy będą musieli wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności no i przede wszystkim grać bardziej uważnie zarówno w defensywie, jak i ofensywie. W Kazaniu nie będzie już miejsca na błędy!