Nikt nie spodziewał się takiego otwarcia meczu KKS Lech Poznań – Cracovia Kraków. Na pytanie do trenera gości, czym zaskoczył Lech, czego się nie spodziewali, Jacek Zieliński odpowiedział, że oprócz straconej bramki to niczym. Ciekawe.
Wynik otworzył w 6. minucie spotkania Bartosz Kapustka. Już 2 minuty później wyrównał Darko Jevtic. Dla atrakcyjności spotkania trudniej wymarzyć sobie lepszego początku. Pierwsze bramki, które wcale nie były efektem jakiejś dezorganizacji a raczej przemyślanej koncepcji gry, którą zaprezentowały obie jedenastki, mogły podsycić apetyty widowni. W 20 minucie Bartosz Kapustka oddal strzał, który zagroził …. fanom znajdującym się za bramką Jasmina Buricia. Przy rezultacie 1:1 zespoły zaczęły jednak bardziej dbać o środkową strefę boiska, starając się nie dopuścić do zagrożenia własnej bramki. W 23. minucie goręcej zrobiło się między słupkami, których strzegł Grzegorz Sandomierski. Rzut różny jednak nie znalazł właściciela w niebieskim stroju i z szybką kontra ruszyły „Pasy”. Niestety akcja przeprowadzona za wolno jak dla defensorów poznańskich koziołków, którzy zdążyli wrócić i przerwać akcję przyjezdnych. Jak wynik zmienia obraz postrzegany przez widzów? Gdybyśmy nie widzieli bramek to uznalibyśmy, że mecz przebiega w wolnym tempie. Bramki jednak były to i na mecz spogląda się łaskawszym okiem. W 25. minucie znów Cracovia oddała strzał, który na raty wyłapał Buric. Goście prezentują grę do której nas przyzwyczaili. Starają się grać piłką, utrzymując się przy niej jak najdłużej i coraz częściej przebywają z nią na polu gospodarzy. Ci z kolei gdy już futbolówkę mają, to mają także problem aby wyjść z nią spod własnej bramki. Dopiero długie wybicie pozwala odetchnąć na chwilę defensorom Kolejorza. 30 minuta spotkania i Sisi dopuścił się pierwszego poważniejszego przewinienia, które zwróciło uwagę arbitra. Mimo tego gra nadal była czysta. Na prawej stronie w miejsce kontuzjowanego Szymona Pawłowskiego grał Gergo Lovrencisc. Jego obecność na boisku póki co została naznaczona kilkoma nieudanymi indywidualnymi rajdami. A strata piłki w 36. minucie znów mogła wprowadzić w lekkie podenerwowanie sztab szkoleniowy Lecha, gdyż akcja naprawdę mogła zakończyć się przynajmniej strzałem a nie stratą piłki. 38 minuta Darko Jevtic wychodził z kontrą i w asyście obrońców gości oddal strzał w trybunę Kotła. Minutę później zadrżało serce Buricia, którego mogli po raz drugi pokonać Krakowianie. Niecelny jednak strzał po dośrodkowaniu z rzutu rożnego szybko przywróciło normalną pracę mięśnia ssąco – tłoczącego nie tylko bramkarza ale i całego poznańskiego zespołu. Każda niemal minuta upływającej pierwszej połowy spotkania naznaczona była groźną akcją z jednej bądź drugiej strony. Jedno z nieudanych podań Lechity spotkało się z oklaskami Jana Urbana. Na motywację? A może dlatego że zimno i chciał się rozgrzać? Zostanie to tajemnicą szkoleniowca. Pierwsza połowa mogła się podobać. Poza chwilowymi przestojami zawodnicy obu drużyn atakowali wzajemnie raz za razem świątynie przeciwników. Widowisko przebiegało do tej pory na wysokim, jak na warunki ekstraklasowe, poziomie. Pozostawało mieć nadzieje, że taki stan rzeczy utrzyma się przez kolejne 45 minut co byłoby zaprzeczeniem dotychczasowej formie Poznaniaków słynących z rozgrywania dwóch różnych połów. Sędzia nie wytrzymał i na początku drugiej polowy Lovrencisc zatrzymując nie przepisowo akcje „Pasów” zostaje ukarany żółtą kartką. Z rzutu wolnego jednak nic wynikło a rzut różny, który został po chwili podyktowany sprawił wiele zagrożenia pod bramką Lechitów. Dzięki jednak Buriciowi na tablicy wyników nadal widniał rezultat 1:1, który wybił w ostatniej chwili okrągły przedmiot pożądania 22 zawodników z linii, której koniec znajdował się w bramce. 53 minuta a zawodnicy obu drużyn nie zwalniali tempa. Raz rozgrzane palenisko pali się a jej żar wstanie jest ogrzać całą widownię zgromadzoną na stadionie. Zacięta gra w środku boiska, która co najważniejsze nie przynudza a jest zawsze zaczątkiem ciekawego nowego kolejnego rozegrania akcji. Czyżby Lechowi znów zaczęło brakować finiszującego podania otwierającego drogę do bramki rywala? W międzyczasie Cracovia raz za razem dba o prawidłowa temperaturę ciała Jasmina Buricia zmuszając go raz za razem do interwencji. Na 30 minut przed końcem spotkania Lech miał kilka okazji do zmiany wyniku. Na przeszkodzie jednak stanęły nieskuteczność lub interwencje bramkarza gości. Czy dwie zmiany, które przeprowadził Urban odmienią oblicze gry? 74. minuta Lechici przypomnieli sobie że mimo to, że jest to mecz przyjaźni to gra toczy się o ligowe punkty i wypadałoby jednak zostawić ich w Poznaniu jak najwięcej. To one mogą mieć wpływ na ewentualną ostateczną pozycję „Kolejorza” po rundzie zasadniczej i zdecydują czy KKS powalczy o utrzymanie czy puchary. Lech w końcówce poprawił się w konstruowaniu akcji. Ale nad skutecznością i wykończeniem nadal możemy po biadolić. Cracovia straciła ze swojego początkowego animuszu. Zepchnięci do defensywy tylko sporadycznie potrafili zawitać po bramką Lechitów nie potrafiąc już tak jak wcześniej zagrozić bramce gospodarzy. Lechici wręcz przeciwnie. W 85. minucie sprawdzili możliwości Sandomierskiego zmuszając go do pięknej robinsonady. Co się odwlecze to nie uciecze. 2 minuty później Lech prowadził 2:1 a bramkę strzelił wprowadzony niedawno, a przez niektórych już skreślony Maciej Gajos. Końcówka to jeszcze próby podwyższenia prowadzenia zakończone fiaskiem. Lech wygrywa 2:1 i notuje trzecie zwycięstwo z rzędu oraz awans w tabeli ekstraklasy.
W ostatnich dniach poznańska lokomotywa znów nabiera rozpędu i zdaje się, że lekkie zimowe przymrozki nie są już tak groźne aby zmianie musiał ulec rozkład jazdy. Czy z taką dyspozycją lokomotywy Jan Urban dojedzie 19 marca na mecz z Legią Warszawa? Czy też wymagany będzie wcześniejszy przegląd?
Z Poznania
Z INEA Stadionu
Michał Lewandowski
Absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Moja pasja to sport, w szczególności piłka nożna i sporty zimowe. Wielki fan Serie A i wierny kibic AC Milanu.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.