Morderczy tydzień osłabionego (?) Lecha Poznań

blank
fot.

Jaka liga taki klasyk. W Premier League rzadko się zdarza, aby w kolejce ligowej nie spotkać ciekawej konfrontacji mogącej podgrzać atmosferę tamtejszej ligi. W Polsce mamy na odwrót. Rzadko się zdarza, aby doczekać się meczu budzącego większe emocje od tych zwykłych piłkarskich, których stawką są jedynie 3 punkty. Może dlatego tak ich wyczekujemy, a gdy już się nadarzają przygotowujemy się do nich na wszelkie możliwe sposoby?

Lech Poznań od chwili zmiany trenera poprawił wiele w swojej jakości gry a przede wszystkim wyniki. Zwycięstwa odniesione pod wodzą Jana Urbana dały początek nowej wierze, że mimo słabszego początku sezonu wcale nie jest jeszcze wszystko stracone a kolejne mecze i kolejne punkty tylko zdawały się potwierdzać tę tezę. Kibice poznańskiego „Kolejorza” wyczekiwali więc wznowienia ligi a mając w pamięci to jak Lech skończył rok 2015 niemalże byli pewni, że w nowym 2016 będzie jeszcze lepiej. Mieli do tego prawo. Drużynę przejął w biegu nowy szkoleniowiec i nie korzystając z kredytu zaufania zaczął odnosić z nim sukcesy. Jakże więc miała wyglądać gra po przerwie zimowej, podczas której trener mógł wreszcie na spokojnie popracować nad formą piłkarzy? Pierwszy mecz z Termalicą potwierdził przypuszczenia. Lech jest gotowy na walkę o ścisłą czołówkę wygrywając z beniaminkiem aż 5:2. Pełni optymizmu więc obserwowaliśmy kolejną serię spotkań. W Bielsku – Białej przecieraliśmy jednak oczy ze zdumienia. Poznaniacy ulegli aż 1:4 drużynie okupującej dolne rejony tabeli. Była to pierwsza salwa ostrzegawcza dla Mistrzów Polski. Potem przyszedł mecz z Jagiellonią i kolejna porażka 0:2. Zaczęło być coraz gorzej. 8 straconych bramek w trzech meczach. Miłe złego początki? Przecież zaczęło się tak dobrze. Co się stało z Lechem? A może zbyt łatwo przychodziły zwycięstwa i nadmierna wiara we własne szczęście zgubiła Poznaniaków? Pierwsza „ósemka” wcale nie była aż tak pewna jak to jeszcze niedawno się wydawało. Na domiar wszystkiego jeszcze Jan Urban twierdził, że w grze jego podopiecznych wszystko było poukładane jak należy a tylko brak sytuacji bramkowych mógł wykrzywić obraz odbiorcy. Nie trzeba być fachowcem, aby stwierdzić że właśnie te sytuacje są najważniejsze, czyli to czego zabrakło. Czym jednak jesteśmy my, obserwatorzy wobec takiej osoby, instancji jaką jest trener, człowiek który z piłkarzami przebywa nie tylko na meczach ale i na treningach, zna ich mocne i słabe strony? Trzeba po prostu zaufać. Jeżeli jednak ktoś ma z tym problemy to nie musi dawać wiary człowiekowi, osobie z natury omylnej a wynikom, które znów przemawiają na korzyść Lechitów. Z Cracovią zwycięstwo 2:1, z Ruchem 3:1. Mało?

Przed Poznaniakami kolejne starcie o Puchar Polski. Zagłębie Sosnowiec, drużyna I-ligowa, beniaminek tamtejszej ligi zajmuje obecnie 3. miejsce i toczy z Arką Gdynia i Wisłą Płock batalię o bezpośredni awans do Ekstraklasy. Mając w pamięci ile krwi w poprzednim sezonie napsuli Błękitni Stargard „Kolejarzowi”, raczej nikt rywala lekceważyć dziś nie będzie. Nie ma ku temu powodów. Sam fakt, że Jan Urban chciał przed tym spotkaniem mieć do dyspozycji jak największy wachlarz możliwości potwierdza, że do pojedynku przygotowuje się tak jakby do kolejnego meczu ligowego. Problem w tym, że z tego składu zaczynają ubywać pierwszorzędne skrzypce. Najpierw kontuzja Szymona Pawłowskiego. Teraz uraz Karola Linettego. Jak i czym więc ma straszyć Lech? Odpowiedź nasuwa się sama. Odstawiony po słabszej grze Maciej Gajos widać ewidentnie wraca powoli do formy sprzed transferu z Białegostoku, strzelając w dwóch spotkaniach 2 bramki. Darko Jevtic także wpisał się na listę strzelców podczas ostatniego ligowego wyjazdu do Chorzowa i zrobił to aż dwukrotnie. Ale czy to wystarczy? Nie na Zagłębie, ale na Legię Warszawa, która zawita na Bułgarską już w sobotę 19 marca? Stołeczni okupieni, wzmocnieni kroczą po drodze wiktorii. Oczywiście zdarzają się wypadki przy pracy, tzw. zimny prysznic przy okazji meczu z Termalicą, który ma przypomnieć, że jest coś takiego jak charakter i odpowiednio go wzmocnić, przygotować na najtrudniejszy moment w sezonie. Tylko czy z tej porażki można wysuwać jakiekolwiek wnioski? Czy posłuży on jako materiał dla Jana Urbana, trenera, który z Legią był już wcześniej w swojej trenerskiej karierze związany? Każdy kto obejrzy sobie spotkanie zobaczy, że bramki które Legioniści stracili wynikały raczej z nieporozumienia, tudzież z pewnego rozkojarzenia zawodników popularnej „L” niż przemyślanej skomplikowanej akcji gospodarzy z Niecieczy. Jedno jest pewne. W sobotę Legia przyjedzie zmotywowana bo z Lechem im jakoś nie jest po drodze i po ostatniej porażce o Superpuchar na początku sezonu, chcieliby się zrehabilitować w oczach kibiców, którzy nawet wówczas nie dotrwali do końca spotkania, próbując opuścić stadion, nie chcąc patrzeć na nieporadność własnych piłkarzy. Od tamtego momentu jednak wiele się zmieniło. Kasper Hamalainen przeszedł na stronę rywala. Trenerzy tez już nie Ci sami co wtedy walczyli o wspomniany puchar. Ale gra? Oczekiwania? Wciąż pozostają niezmienne. Liczy się to, kto ile bramek trafi. To będzie najważniejsza statystyka tego dnia. I choć Legioniści jak i Lechici znajdują się w trochę innej sytuacji, bo Legia wróciła na drogę mistrzostwa, a Lech tę formę próbuje nadal odbudować, to już sam fakt starcia tych potęg budzi emocje. Kibice zaś wykupują bilety z taką szybkością, że INEA Stadion wypełni się tego wieczora praktycznie w komplecie.

Przed Lechem trudny tydzień. We wtorek mecz Pucharowy z drużyną, której kibice żyją w dużej zgodzie z fanami warszawskiej Legii a następnie hit kolejki, podczas której lider ekstraklasy ze stolicy zawita przy Bułgarskiej, chcący także zrehabilitować się za porażkę na jesieni na Pepsi Arena. Oba spotkania „na żywo” w telewizji, pucharowy na Polsacie Sport oraz Polsacie Sport News od 18:30, sobotni, ligowy od 20:00 na antenie Canal+. Nie możesz tam być? Włącz telewizor i poczuj tę magię płynącą z 40 tysięcznej widowni przy okazji szlagierowego starcia . Poczuj moc płynącą z boiska Ekstraklasy. Niech tam Ciebie nie zabraknie.