Przewidywania Mistrzostw Świata w snookerze

blank
fot.

Z racji rozpoczynających się jutro Mistrzostw Świata w snookerze razem z Bartoszem Marchewką przygotowaliśmy nasze przypuszczenia do najważniejszych rozgrywek w sezonie.

Odpowiada Bartosz Marchewka:

  1. Kto zostanie mistrzem świata?

Przeglądam nazwiska pierwszej „16” i o każdym z nich mógłbym tak napisać. Oczywiście, jedni z nich mają większe szanse, ale przeglądając np. składy półfinałów z 2013 roku, czyli obecność Ricky’ego Waldena i Barry’ego Hawkinsa albo wspominając ubiegłoroczną kampanię „The Hawka” utwierdzam się w przekonaniu, że każdy zawodnik ze światowego topu jest w stanie zawalczyć o końcowe trofeum.

Nie będę jednak oryginalny i stwierdzę, że bezwzględnym faworytem jest Ronnie O’Sullivan. Odpowiedzi można mnożyć, ja jednak mam taką, którą uznaję za najbardziej trafną. O’Sullivan, grając na swoim najwyższym poziomie koncentracji i  pewności siebie jest dla innych po prostu nieosiągalny. Pozostaje otwartą kwestia, czy uda mu się te pokłady mocy wyzwolić w trakcie turnieju w Crucible Theatre. W tym sezonie wygrał tylko jeden turniej, ale jeden z najważniejszych, czyli UK Championship. Zresztą jakkolwiek źle by mu nie szło to zawsze pozostanie faworytem numer jeden do wywalczenia mistrzostwa. Z „Rakietą” jest tak, że jeśli głowa nadąży za resztą, to będzie nie do powstrzymania.

Jednak poprzestać na jednym O’Sullivanie to za mało. Równie mocne szanse na mistrzostwo dzierży według mnie Shaun Murphy. W tym roku poraził wszystkich formą zaprezentowaną w trakcie Mastersa, którą przeciągnął do finału w German Masters. Wydaje się, że jest odpowiednio przygotowany, z właściwym poczuciem luzu, który w tak wielkim turnieju jest niezbędny.

Oczywiście nie deprecjonuję szans obrońcy tytułu. Mark Selby wygrał ostatni ważny turniej przed mistrzostwami, czyli China Open. Ale podskórnie czuję, że gdzieś się poślizgnie. Może już w 2. rundzie, gdzie trafi najprawdopodobniej na Stephena Maguire’a. A pojedynek gigantów szykuje się już w ćwierćfinale, gdzie może się spotkać z… Shaunem Murphy’m.

  1. Kto zawiedzie oczekiwania?

Snooker to taka gra, że mógłbym użyć tych samych nazwisk, które podałem wyżej. W tym sporcie, jak w żadnym innym, liczy się dyspozycja dnia. Trudno uspokoić kumulujące się emocje, a jeśli dodamy do tego presję nakładającą się na głównych faworytów możemy mieć do czynienia z niespodzianką. Dywagacje w snookerze generalnie nie mają sensu, ale co mi szkodzi.

Obstawiam, że mogą się „przejechać” fani gigantów z Azji i Australii. Ani Neil Robertson, ani Ding Junhui nie przekonywali w tym sezonie. Żaden z nich nie wygrał ważnego turnieju (no dobra, „The Aussie” wygrał w Gdyni). Poza tym Robertson dostał tęgie lanie w finale Mastersa, choć po półfinale, w którym ograł jak juniora O’Sullivana wydawało się, że 2015 to będzie jego rok. I mam takie wrażenie, że konstrukcja Robertsona po 10:2 w Alexandra Palace z „The Magician” gdzieś się załamała. I nie ma pomysłu jak ją odbudować.

W pierwszej rundzie gra z Jamie Jonesem, którego raczej kangur przeskoczy. A co dalej? Takie nazwiska jak Allister Carter, Mark Allen, Ryan Day. To też zawodnicy, których w normalnej dyspozycji Robertson ogrywa. Dlatego umieszczam go w tej grupie drugiej, a nie w pierwszej.

Z kolei Ding to człowiek – zagadka i to nie dlatego, że jako typowy Chińczyk nie przedstawia na twarzy praktycznie żadnych emocji. Obecny sezon spisany jest praktycznie na straty, doznał wielu kompromitujących porażek (z Lee Walkerem w Welsh Open, z Wang Zepengiem w International Championship, z Oliverem Brownem w Wuxi Classic). Ale według mnie był uczestnikiem najlepszego meczu w kampanii 2014/2015. Mam tu na myśli oczywiście spotkanie w fazie 1/32 UK Championship z Jamesem Cahillem i ten niesamowity frejm numer 10, który wygrał, choć był w potrzebie 3 snookerów. Ostatecznie przegrał, ale tak przegrać, to jak wygrać. Chociaż w snookerze ta zasada nie do końca działa.

Ten mecz udowadnia tezę, że tegoroczny sezon Dinga to raczej błyski formy niż jej stałość. To zdecydowanie za mało, aby zostać mistrzem świata, w-ce mistrzem świata, czy chociażby zagrać w półfinale.

  1. Kto zaskoczy „in plus”?

Raczej nikt z kwalifikantów, choć zawsze po cichu wspieram Ryana Day’a. Przejście Marka Allena w pierwszej rundzie może dać „mentalnego kopa”, aby powalczyć o coś więcej w Sheffield.

Kandydatów do przypięcia łatki „czarnego konia” jest kilku. Wiem jak potrafią grać „na luzie” (to jest chyba klucz do zostania mistrzem, umiejętność wytrzymania naporu nerwów i stresu) Matthew Selt, Robert Milkins, czy Mark Davis. Gdyby któryś z nich dostał się do ćwierćfinału albo półfinału to będzie to duża niespodzianka.

Ostatnio dobrą formę złapał tegoroczny mistrz świata seniorów, a więc Mark Williams. W pierwszej rundzie zagra walijskie derby z Matthew Stevensem, od którego również nie wymagam wiele, a którego stać na niezły występ. Czyli generalnie „czarny koń”, a raczej „smok” pochodzić będzie z Walii.

 

Odpowiada Paweł Łopienski:

  1. Kto zostanie mistrzem świata?

Długo zastanawiałem się nad pytaniem, kto za ponad dwa tygodnie miałby zostać mistrzem świata. Jest to największa zagadka przed jutrzejszym startem rozgrywek. Każdego snookerzystę z pierwszej szesnastki stać na końcowe zwycięstwo w Crucible Theatre.

Największym faworytem wśród fanów snookera jest Ronnie O’Sullivan. Nie jest to żadną nowością, „Rakieta” od powrotu do formy w 2012 ciągle wymieniany jest do zdobycia najcenniejszego trofeum w snookerowym kalendarzu. Jeśli pięciokrotny zwycięzca wielkiego finału zagra na swoim poziomie i z odpowiednim nastawieniem nie powinno być problemu w ponownym ujrzeniu go w decydującym spotkaniu Mistrzostw Świata.

Main Tour to nie tylko O’Sullivan. Shaun Murphy, Judd Trump, Neil Robertson oraz Mark Selby są także wymieniani przez bukmacherów jako główni kandydaci do zwycięstwa w 39-tej edycji snookerowego czempionatu. „The Magician” na początku sezonu był w rewelacyjnej formie (bardzo dobra postawa w turniejach i wygrana w Mastersie). W ostatnich tygodniach jego blask ze stycznia przygasł, jednak jak sam twierdzi jest teraz innym snookerzystą i poradzi sobie w Sheffield. Oby tylko psychika nie zawiodła.

Judd Trump ma dwadzieścia pięć lat, a już może pochwalić się mianem wicemistrza świata oraz zwycięzcy ośmiu turniejów rankingowych. W sezonie 2014/2015 radził sobie bardzo dobrze potrójnie mierząc się w finałach z Ronniem O’Sullivanem. Na World Grand Prix dopiął swego i jak powiedział: „zarobił na wakacje”. W Crucible trafiła mu się jedna z łatwiejszych drabinek. Tylko pytanie czy da radę?

Neil Robertson po wysokiej porażce w finale Mastersa nie może dojść do optymalnej formy. W pierwszej rundzie Mistrzostw zagra z Walijczykiem Jamiem Jonesem. Bez problemu powinien poradzić sobie z niżej sklasyfikowanym rywalem, a w półfinale możemy ujrzeć jego mecz z Markiem Selbym, czyli rewanż za ubiegłoroczną porażkę.

Nie zapominajmy o obrońcy tytułu. „Jester from Leicester” kilka dni temu w wywiadzie opowiadał jak ciężko jest przełamać „klątwę Crucible”, jednak w meczu na długim dystansie nie powinien mieć żadnych trudności w pokonaniu debiutanta rozgrywek, Kurta Maflina. Obecny sezon jest udanym mimo słabej jakości gry angielskiego snookerzysty. Zwyciężał w German Masters oraz w China Open. Po triumfie w ostatnich zawodach został przez wielu ekspertów skreślony do obrony tytułu mistrzowskiego. Powodem jest „klątwa China Open”, która sprawdza się co roku. Zwycięzca tych zawodów nigdy nie wygrał MŚ rozgrywanych kilka tygodni później. Czy Markowi uda się przełamać dwie klątwy pod rząd? Moim zdaniem ma spore szanse.

  1. Kto zawiedzie oczekiwania?

Każdy z faworytów postara się o końcowe zwycięstwo w zawodach. Jak wiadomo jednak tylko jeden z zawodników będzie triumfatorem rozgrywek, a reszta zawiedzie swoich licznych fanów.

Jednym z takich snookerzystów może być Stephen Maguire, który znany jest ze słabej odporności psychicznej. Jeśli zdarzy się następująca sytuacja, że w spotkaniu z utalentowanym Anthonym McGillem będzie na krawędzi to może być dla niego nieciekawie. Podobnie z Johnem Higginsem. Pięć ostatnich meczów pomiędzy czterokrotnym mistrzem świata a Robertem Milkinsem to cztery wygrane tego drugiego. John ostatni raz pokonał rywala w 2011 roku. „Milkman” pokazał, że potrafi grać w Crucible. Dowodem na to jest zwycięstwo z Neilem Robertson sprzed dwóch sezonów. John wie, że to może być ostatnia szansa na udany występ w Sheffield, więc musi wypaść jak najlepiej.

Barry Hawkins od dobrych miesięcy jest bez formy i nie zanosi się na rewelacyjny występ w „świątyni snookera”. Może i Matthew Selt nie jest rywalem z najwyższej półki, ale ma spore szanse na przejście do kolejnej rundy.

  1. Kto zaskoczy „in plus”?

Każde mistrzostwa świata przynoszą mniejsze lub większe niespodzianki. Ciężko przed turniejem stwierdzić kto mógłby zostać „czarnym koniem” rozgrywek, ale postaram się wytypować kilka nazwisk. Pierwszym kandydatem jest Mark Allen, który zaliczył katastrofalną drugą część sezonu. Zawodnik z Północnej Irlandii jest zdolny do efektownego, a co najważniejsze efektywnego grania i oby to pokazał w Crucible.

Ding Junhui może uznać obecny sezon za stracony. Problemy osobiste dały się we znaki trzeciemu snookerzyście rankingu oficjalnego. Zaliczył wiele niespodziewanych i żenujących porażek z niżej sklasyfikowanymi zawodnikami. W ostatnich tygodniach zaczął grać coraz lepiej, a w dodatku wystąpi w Sheffield bez żadnej presji. Rywalem w pierwszej rundzie będzie Mark Davis i Ding wcale nie jest bez szans na udany występ w „świątyni snookera”.

Robin Hull po raz trzeci wystąpi w Crucible Theatre. Finlandczyk pewnie przeszedł kwalifikacje, jednak w losowaniu po raz drugi z rzędu trafił na mocnego rywala. Mimo porażki w zeszłorocznej edycji z Ronniem O’Sullivan, Robin zaprezentował się z dobrej strony i teraz może być podobnie. Czy to wystarczy do pokonania Murphy’ego? Wszystko zależy od dyspozycji Shauna…

Stuart Bingham jest solidnym zawodnikiem utrzymującym się w najlepszej szesnastce i jego gra w ostatnim czasie nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Doświadczony Graeme Dott podwójnie zmobilizowany wraca do Sheffield po rocznej przerwie i będzie chciał pokazać się z jak najlepszej strony.

Wspomniany już przeze mnie Anthony McGill również może sprawić niespodziankę. Zawodnik świetnie grający taktycznie debiutuje w rozgrywkach o najlepszego zawodnika globu. I jeśli wytrzyma presję może przejść do kolejnej rundy, a w niej… niech się dzieje!