Śląsk odpada w kuriozalnych okolicznościach: Śląsk Wrocław 3:2 St. Gallen – skrót meczu (WIDEO)

blank
fot. Konrad Swierad / Shutterstock

Choć Wrocławianie dzielnie walczyli o to, by odrobić dwubramkową stratę w dwumeczu przeciwko St.Gallen, ostatecznie Śląsk zostaje pierwszą polską drużyną, która ostatecznie kończy swój udział w eliminacjach do europejskich pucharów. Same okoliczności tego wydarzenia były jednak co najmniej kontrowersyjne.

Początek meczu zdawał się skutecznie przywrócić nadzieję Śląska na odrobienie strat poniesionych w St.Gallen. Już w 10. minucie bramkę, po uderzeniu głową, zalicza Sebastian Musiolik, jednak po analizie VAR, nie została ona uznana.

I tak jak powiedziałem o tych przywróconych nadziejach, to jedenaście minut później sytuacja całkowicie się odwróciła. Do bramki Śląska trafił Toma, a wynik dwumeczu wynosił już 0:3 – oczywiście w piłce wszystko jest możliwe, jednak odrobienie trzybramkowej straty nie należy do łatwych zadań.

Pod koniec pierwszej części spotkania wydarzyło się jednak coś nieprawdopodobnego. Śląsk potrzebował zaledwie siedmiu minut, aby zmazać całkowicie nieudany dotychczas dla siebie przebieg meczu i wyrównać stan spotkania. W 41. minucie do siatki trafił Schwarz. Już dwie minuty później świetnym uderzeniem zza pola karnego popisuje się Samiec-Talar, a w trzeciej minucie doliczonego czasu gry, bramką do szatni uraczył kibiców Petkov. Szaleństwo! Niezależnie od dalszego przebiegu, ten zryw Wrocławian należy uznać za jeden z najbardziej efektownych „comebacków” polskich drużyn w historii europejskich pucharów.

Wydarzenia, które miały miejsce w drugiej połowie ciężko jednak jakkolwiek logicznie wytłumaczyć. W 73. minucie spotkania sędzia podyktował rzut karny dla Śląska Wrocław, jednak entuzjazm aktualnych wicemistrzów Polski nie potrwał długo, ponieważ chwilę później, po analizie VAR, rzut karny został zamieniony na…czerwoną kartkę dla Petkova. Bułgar, który został już wcześniej ukarany żółtym kartonikiem, podpadł sędziemu poprzez próbę wymuszenia „jedenastki”.

W ostatnich minutach doliczonego czasu gry, drugą żółtą kartkę, za wdanie się w niepotrzebną bójkę, obejrzał również Nahuel, zatem Śląsk grał już w dziewiątkę, a St.Gallen miało przed sobą szansę zdobycia gola z rzutu karnego, który został podyktowany chwilę wcześniej. Po chwili to kibice Śląska wybuchli jednak radością: Leszczyński broni strzał Witziga i utrzymuje ekipę prowadzoną przez Jacka Magierę w grze! Tylko, że…strzał zostanie powtórzony. Jak się po chwili okazało, polski bramkarz, jeszcze zanim zawodnik St.Gallen uderzył, wyszedł przed linię bramkową, co jest zachowaniem niezgodnym z przepisami. Za drugim razem do piłki podchodzi Geubbels i zamienia swój strzał na bramkę. W osiemnastej minucie doliczonego czasu gry, Śląsk wypuszcza z rąk remis i jest krok od utraty szans na dalszą grę w Europie. Piłkarze drużyny ze stolicy Dolnego Śląska nie stracili jednak nadziei. W 22. minucie doliczonego czasu z akcją do „szesnastki” rywali wkracza Ortiz i będąc w polu karnym, upada. Jakież było jego zdziwienie, gdy po kilku sekundach obejrzał…czerwoną kartkę. Powodem, tak jak w przypadku Petkova, próba wymuszenia rzutu karnego. Kwestia ewentualnego kontaktu z obrońcą rzeczywiście jest dyskusyjna, jednak sama decyzja sędziego Strukana od razu została okrzyknięta, jako wyjątkowo kontrowersyjna.

Śląsk Wrocław ostatecznie przegrywa 3:4 w dwumeczu tracąc już jakiekolwiek szanse na występ w fazie grupowej europejskich pucharów. Mimo wszystko warto zauważyć, że Wrocławianie pokazali dziś charakter i zaprezentowali kawał solidnego grania, które niemal wystarczyło na odrobienie dwubramkowej straty.