Real Madryt tydzień temu sięgnął po trzeci Puchar Europy z rzędu. Zinedine Zidane’a więc postanowił odejść w chwale zwycięzcy z Santiago Bernabeu. Kibice na Concha Espina go kochają, natomiast on kocha klub. To rozstanie przebiegło w miłej atmosferze.
Stanowisko trenera Realu Madryt wbrew pozorom stwarza wiele problemów na różnych płaszczyznach, przecież nie tylko kwestie sportowe mogą czasami wymknąć się z rąk szkoleniowcowi tak renomowanej drużyny. Jak wiadomo, plejada gwiazd miewa swoje humorki, potrafi się niesamowicie pogniewać i dać wyraz swojemu niezadowoleniu. Zizou wprawdzie nigdy nie był charyzmatycznym człowiekiem, to introwertyk, zresztą powierzchowność milczka czyniła go zupełnie niepoważnym kandydatem do zastąpienia technokratycznego Rafy Beniteza. Prześmiewcy drwili w najlepsze, oceniając kompetencje Francuza do prowadzenia pierwszej drużyny Realu. Ależ się pomylili. Ktoś w końcu musiał utemperować rozbestwione gwiazdy i gwiazdeczki, to spora niespodzianka, że to właśnie Zizou zdołał dokonać tej sztuki, mocą swojego piłkarskiego autorytetu wzbudził respekt w szatni Królewskich.
Zidane dał swobodę swoim piłkarzom. Ani myślał krępować graczy jakimikolwiek wizjami gry. Jego filozofia nie mogła wzbudzić zachwytów u jajogłowych komentatorów rozeznanych w taktycznych niuansach. To fakt, tu nie było specjalnie wiele finezji w koncepcji trenera. Zizou dawał piłkę swoim zawodnikom i kazał im grać.
Dlaczego Zidane odszedł z Realu w tak nieoczekiwanym momencie? To bardzo proste, zaznaczyłem już zresztą w leadzie tego tekstu, że pochodzący z Algierii Francuz nie chciał doznać upokorzenia ze strony Fiorentino Pereza. Wolał pożegnać się z klasą. Mający tendencję do wtrącanie się w pracę swoich trenerów Perez nie zdążył wymierzyć policzka Zidane’owi. Zizou sam przyznał, że więcej już z tą grupą piłkarzy nie jest w stanie osiągnąć. Seria sukcesów w Champions League musi się w końcu skończyć. Ostatnio takie triumfy na arenie europejskiej święciła zagrzewana do boju przez samego generała Franco słynna drużyna z lat 50, która dzięki Di Stefano, Puskasowi, Gento czy Kopaczewskiemu podbiła piłkarski świat. Zidane dziś dorównał jeśli chodzi o osiągnięcia swojej drużyny legendarnemu Miguelowi Munuzowi.
Zidane chciał uniknąć losu Heyncessa, del Bosque czy Mourinho. Madryt nie wybacza porażek, Madryt postrzega zwycięstwa w kategoriach obowiązku, radość po każdym sukcesie trwa zaledwie kilka chwil, euforia bowiem nie może przyćmić kolejnych wyzwań.
Cristiano Ronaldo zrobił dużo hałasu wokół siebie po fatalnej grze w finale LM. Nie dał rady, nie wytrzymał presji. Po zejściu Mo Salaha mógł zaimponować wszystkim kibicom czymś magicznym. Dziś już jednak go na to nie stać, dziś to jedynie wyrachowany egzekutor, maszyna do strzelanie goli, a przy tym facet, który coraz bardziej pogrąża się w tym swoim samouwielbieniu. Jak można być tak pysznym i próżnym człowiekiem. Podziwiający oryginalną osobowość Portugalczyka czy innego aroganta-Ibrahimovica ludzie niezmiernie mnie zaskakują. Zizou nie robił jakichś niepotrzebnych wtrętów, nie szokował sensacyjnymi sugestiami, nie szukał rozgłosu, niespodziewanie opuścił Santiago Bernabeu, gdy drużyna jeszcze przeżywa swoje pasmo sukcesów. Francuz pokazał swoją wielkość, natomiast Ronaldo po raz kolejny dowiódł, jak żałosnym jest człowiekiem.
Zidane ma świadomość, że dziś w futbolu długowieczność odchodzi do lamusa. Obecnie to przeżytek, anachronizm. Czy ktoś sobie wyobraża, że w najbliższym czasie, jakikolwiek klub obdarzy tak wielkim zaufaniem swojego trenera, jak swego czasu MU sir A.Fergusona czy Arsenal A.Wengera? Czy piłkarze będą utożsamiać się ze swoimi klubami w tej samej mierze, co Buffon czy Iniesta. To wątpliwe. Dziś wartości nie mają wielkiego znaczenia, także w piłce na piedestał jest wynoszona kasa.
Absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Moja pasja to sport, w szczególności piłka nożna i sporty zimowe. Wielki fan Serie A i wierny kibic AC Milanu.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.