Wszechwładza menago

Kierują z tylnego siedzenia, swoimi działaniami wpływają na wyniki drużyn, bo odpowiadają za realizację transferów, często zresztą w niekonwencjonalny sposób. Szare eminencje? Nie do końca, niektórzy bowiem lubią być na świeczniku. Chyba nie trzeba wyjaśniać, o kim mowa.

Skandalista dużego formatu     

Agenci piłkarzy – to oni trzęsą całą piłką. Erling Haaland zabłysnął w Lidze Mistrzów kilka razy, a ponieważ dziś żaden potentat nie zmarnuje okazji, by przyciągnąć do siebie nową gwiazdę, do agenta Norwega zgłosiło się mnóstwo potencjalnych kupców.

Mino Raiola rozpoczął perfidną grę z oferentami, dbając przede wszystkim o własny interes. Haaland miał trafić do Manchesteru United, wszystko już było ponoć uzgodnione. Norweg trenował swego czasu pod wodzą swojego rodaka Ole Gunnara Solskjaera. Ma świetne warunki fizyczne – to urodzony atleta. Premier League powinna być  dla niego ziemią obiecaną.

Nagle jednak do akcji wkroczył Mino Raiola i namieszał w swoim stylu. Odrzucił ofertę Manchesteru United, a następnie z myślą o uczynieniu Paula Pogby persona non grata na Old Trafford uchybił ekipie Czerwonych Diabłów  stwierdzeniem, że na w Manchesterze  jest taka degrengolada, że tam nawet Pele i Maradona niczego by nie zawojowali. Raiola chce, żeby jego klient uciekał z Old Trafford jak najszybciej.

Pozycja MU w angielskiej piłce faktycznie radykalnie się zmieniła, i to na gorsze, ale wydaje się, że Raiola wypalił z grubej rury w trosce o wysokość własnej prowizji. Zwietrzył szansę na wielką kasę. 15 mln euro uzyskane za transfer Haalanda to nie są żarty, kolejne 10 dostał ojciec piłkarza, Salzburg mógł liczyć zaledwie na 20. Tak się robi interesy. Teraz czas na kolejną ciekawą transakcję.

W Manchesterze Raiola nie może być darzony sympatią, przy transferze Paula Pogby gmerał na tyle sprytnie, że zainkasował 20 mln prowizji. Transfery Zlatana i Henrika Mchitariana uczyniły go człowiekiem bogatszym o 40 mln. Mając tyle kasy, można wpaść na jakiś ekstrawagancki pomysł. Raiola kupił za 7 mln willę Ala Capone w Miami, dzięki czemu trafił na czołówki gazet. Znowu było o nim głośno. Dostał zatem to, czego chciał.

Mąciciel i sprawca sukcesu

Marcelino jakiś czas temu rozstał się z Valencią w burzliwej atmosferze. Podtekstów było wiele, ale szczególnie jeden wysunął się na pierwszy plan – brak akceptacji dla potężnej władzy Jorge Mendesa.

Oficjalnie mówiło się o tym, że Marcelino dostał polecenie od właściciela Petera Lima, by zrezygnować z walki o triumf w Copa del Rey. Marcelino zdobył Puchar Króla i został wylany. Kuriozum? Jak najbardziej.

W klubie doskonałą prace wykonywał dyrektor sportowy Matheu Alemany, on polecił właścicielowi Marcelino. Trener nie zawodził, w przeciwieństwie do Garry’ego Nevila, który był pomysłem Mendesa. Na Mestalla kilka lat temu zawitał też Nuno, z którym Mendes do dziś współpracuje w Anglii.

Mendes owinął sobie właściciela wokół palca do tego stopnia, że Lim gotów był spełnić każdą jego zachciankę. Na Mestalla mieli trafić gracze tacy jak Nicolas Otamendi i Radamel Falcao – obaj ze stajni Mendesa. Marcelino wyraził sprzeciw, a – jak się później okazało – asertywność kosztowała go wiele.

Mendes współpracuje z Cristiano Ronaldo i Jose Mourinho. To coś pokazuje. Portugalczyk szukał klubu, w którym mógłby przejąć kontrolę nad polityką transferową. Padło na Wolves, import z Portugalii prosperuje. Diogo Jota czy Ruben Neves stanowią dużą wartość dla siły ofensywnej drużyny. Na Molineux trenerem jest Nuno, czyli zaufany człowiek Mendesa. Portugalczyk ściąga swoich rodaków z upodobaniem, bramkarz Rui Patricio to solidny fachowiec, w drużynie grać chcą Pedro Neto czy Rubin Vinagre – młodzi piłkarze, którzy ostatnio pokazali dużą jakość.

W Hiszpanii Mendes narobił dużo bałaganu, za to na Wyspach przyczynił się do tego, że Wolves potrafią zagrać na nosie gigantom Premier League. Nie można go oceniać jednoznacznie, faktem jest, że władzę ma ogromną.

Spec z Izraela

Ostatni wielki menago to Pini Zahavi. Izraelczyk, który zwykle działa bardziej dyskretnie niż dwaj wcześniej wymienieni panowie.

Zahavi nie dąży do eskalacji niepotrzebnego napięcia, ponoć nie jest typem negocjatora, do niego należy finalizacja deali, które już wcześniej przyklepano.

Robert Lewandowski najwyraźniej chwali sobie współpracę z tym menago, skoro panowie trwają w tej komitywie bez żadnych zgrzytów. Styl działania Zahaviego jest raczej koncyliacyjny, on bowiem nie naciskał na Bayern, gdy Real Madryt chciał pozyskać Polaka. Może izraelski agent uznał, że status legendy Bayernu wcale nie będzie dla Lewego gorszy od gry na Bernabeu.

Zahavi dobrze zna Romana Abramowicza, któremu ułatwił zakup Chelsea. Teraz Izraelczyk ma pomóc opuścić Selhust Park największej gwieździe Crystal Palace, której znudziło się brylowanie w otoczeniu przeciętniaków. Wilfred Zaha chce grać na Stamford Bridge.  Może dobre relacje z Abramowiczem skłonią Zahaviego do wzmożonych działań w tej sprawie.

Pozycja menago w piłce rośnie z roku na rok. Pośrednicy potrafią szantażować kluby, generalnie nie patyczkują się z  nikim. Jednak nie to jest najgorsze. Napawać smutkiem musi to, że futbol nie potrafi walczyć z praktykami znanymi z biznesu.

 

Bartłomiej Najtkowski

https://www.sadest.vot.pl