Po dłuższej przerwie wracamy z kolejnym wywiadem. Tym razem naszym rozmówcą był Dominik Guziak, dziennikarz Eleven Sports Network. Zapraszamy do lektury!
Jak prawdziwi faceci, zacznijmy od piłki nożnej. Która liga jest Twoim „konikiem”?
– Najwięcej uwagi poświęcam Serie A, więc w temacie calcio czuję się najswobodniej. Staram się jednak nie zamykać na pozostałe ligi. Gdy tylko mam czas, oglądam też inne rozgrywki – od Ligue 1, przez polską Ekstraklasę, aż po Major League Soccer.
Lepiej Ci się komentuje ligę francuską czy włoską?
– We wszystkich ligach trafiają się lepsze i gorsze mecze do komentowania. Rozgrywki nad Sekwaną sporo straciły przez eksodus najlepszych piłkarzy z większości klubów. Ligue 1 nie jest już tak konkurencyjna jak przed laty, zespoły nie odnoszą sukcesów w europejskich pucharach. Wyjątkiem jest Paris Saint-Germain, które zdominowało ligę. Obecny sezon w Serie A jest dużo bardziej wyrównany, lider zmieniał się kilka razy, pada wiele bramek. Dobre występy włoskich klubów w Europie w poprzednich rozgrywkach były świetną reklamą calcio. Tak jak powiedziałem, najwięcej czasu spędzam przy piłce we włoskim wydaniu, ale z komentowaniem Ligue 1 też nie mam problemu.
Z którym ekspertem najlepiej Ci się komentuje mecz? A może swobodniej czujesz się w pojedynkę?
– Ze wszystkimi dotychczasowymi ekspertami szybko łapałem wspólny język i z każdym dobrze mi się komentowało. W Eleven Serie A komentuję z Piotrkiem Czachowskim i Radkiem Majdanem, Ligue 1 z panem trenerem Stefanem Białasem. Świetnie mi się z nimi pracuje.
Niedawno trafiłeś do Eleven Sports Network. Czym się zajmujesz w tej stacji, oprócz komentowania meczów?
– Zajmuję się cotygodniowymi magazynami ligowymi, takimi jak Ligue 1 Show, Serie A Show czy La Liga World. Komentuję też skróty meczów w poniedziałkowych podsumowaniach kolejek.
Jesteś dumny, że Twoja kariera „poszła” do przodu, dzięki transferowi do tej stacji?
– Pod koniec „normalnego” funkcjonowania Orange sportu w weekend pokazywaliśmy zwykle 3 mecze na żywo. Weekendy w Eleven wyglądają tak, że najczęściej każdy z komentatorów zajmuje się 2-3 meczami, a liczba transmisji dochodzi do 20. Patryk Mirosławski tworząc redakcję postawił na młodych ludzi, którzy dostali szansę komentowania rozgrywek czołowych lig Europy. Jeszcze kilka miesięcy temu można było o tym tylko pomarzyć, wszystkie prawa posiadała jedna stacja. Pierwsze miesiące funkcjonowania Eleven pokazały jednak, że eksperyment się udał i młody zespół poradził sobie z wyzwaniem.
Poprzedni Twój pracodawca to Orange sport. To chyba w tej stacji nauczyłeś się „prawdziwego” dziennikarstwa.
– Orange sport był świetną szkołą. Pracowałem tam z fantastycznymi ludźmi, którzy uczyli mnie telewizji od zera. Praca przy newsach wymagała sprawnego działania pod presją czasu. W czasie jednego dyżuru trzeba było zrobić kilka materiałów, a pamiętajmy, że wraz z utratą kolejnych praw musieliśmy w coraz większym stopniu posiłkować się zasobami archiwum. Gdy wymyśliłeś temat jakiegoś materiału, musiałeś zadać sobie pytanie, z czego go zmontujesz. Pobyt w Orange sporcie to moja baza, fundament. Nie użyłbym jednak stwierdzenia, że „nauczyłem się” dziennikarstwa. Ja się go ciągle uczę, jako dziennikarz pracuję dopiero od kilku lat. W pomarańczowej stacji dostałem jednak całkiem spory bagaż doświadczeń, z którego teraz korzystam.
Jak trafiłeś do Orange sport?
– Trzymałem się zasady „jeśli nie wpuszczają cię drzwiami, wejdź oknem”. Chyba 6 razy zostawiałem na recepcji swoje CV, dzwoniłem, dopytywałem, czy ktoś w ogóle wziął je do ręki. Po kilku tygodniach dostałem telefon z propozycją kilkumiesięcznego stażu. Do CV dołączyłem płytę z nagraniem meczu z internetowego radia. Później okazało się, że to była przepustka do kabiny komentatorskiej.
Pamiętasz swój debiut w tej stacji? Kiedy to miało miejsce i jakie to było wydarzenie?
– Debiut komentatorski pamiętam doskonale, miał miejsce dzień przed 21. urodzinami. Dostałem do skomentowania mecz Major League Soccer pomiędzy New York Red Bulls a Sportingiem Kansas City. Akurat wtedy trafiłem na moment, gdy MLS został zdjęty z anteny i był pokazywany tylko na stronie Orange.pl. Nikomu nie chciało się robić meczów o 2:00 w nocy, które zwykle oglądały 2 osoby – komentator i realizator dźwięku. Dla mnie był to jednak świetny poligon doświadczalny. Skomentowałem praktycznie wszystkie mecze sezonu, a nagrodą za ponad 30 nieprzespanych nocy był finał sezonu, już na otwartej antenie.
Zżyłeś się trochę z MLS? Nadal jesteś na bieżąco z tą ligą?
– Przez różnicę czasową między Polską a Stanami Zjednoczonymi oglądanie meczów jest nieco utrudnione, fani NBA i NHL też coś o tym wiedzą. Jednak wciąż interesuję się MLS, staram się być też na bieżąco z tym, co w ogóle dzieje się w rozgrywkach całej strefy CONCACAF.
Komentowałeś też Futsal Ekstraklasę. Od dawna masz styczność z futsalem?
– Nie ukrywam, że futsalem na poważnie zająłem się dopiero, gdy przypadło mi komentowanie meczów Futsal Ekstraklasy w Orange sporcie, a więc od rundy rewanżowej sezonu 2014/15. Starałem się podejść do sprawy poważnie, przed halowym debiutem obejrzałem kilkanaście nagrań, musiałem też nauczyć się zasad gry, które znacząco różnią się od tych typowo piłkarskich. Oprócz komentowania meczów robiłem także magazyn ligowy.
Przed Orange sport pracowałeś w Radiu Gol. Jak wspominasz swoją przygodę z tą stacją?
– Kapitalne doświadczenie. Przez kilka miesięcy zrelacjonowałem tam chyba ze 100 meczów. Wciąż chodziłem ze zdartym gardłem od ciągłego gadania. W tym czasie wyrobiłem w sobie pewne nawyki. Niektóre trzeba było później wyeliminować, np. nawyk bezustannego „nawijania”, który w radiu jest potrzebny, ale do telewizji nie pasuje.
Radio Gol (obecny nasz partner) dało Ci możliwość relacjonowania meczu I Ligi Polskiej ze stadionu. Byłeś dumny z takiego rozwoju sytuacji?
– Kilka razy skomentowałem domowe mecze Dolcanu Ząbki, a właściwie mówiłem podczas nich do mikrofonu, bo do komentowania jeszcze sporo mi brakowało. Mój stadionowy debiut przypadł na spotkanie z Cracovią, która po spadku chciała jak najszybciej wrócić do Ekstraklasy. Meczu nie transmitował Orange sport, więc jako jedyny relacjonowałem boiskowe wydarzenia. Udało mi się wykręcić kosmiczny dla mnie w tamtym czasie wynik – ponad 1000 słuchaczy. Dziś śmieję się z takich liczb, ale wtedy to było coś. Jeździłem na stadion z malutkim komputerkiem z podpiętą kartą dźwiękową i słuchawkami. Siedziałem na trybunie prasowej opleciony kablami i darłem się do mikrofonu. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariata.
Często wtedy będąc na stadionach byłeś zaczepiany i pytany z jakich mediów jesteś?
– Nie pamiętam, ale do dziś utrzymuję kontakt z kilkoma osobami poznanymi w tamtym czasie.
Wiem, że interesujesz się skokami narciarskimi. Skąd się wzięło u Ciebie zainteresowanie tą dyscypliną?
– Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że bakcyla złapałem wraz z pojawieniem się „Małyszomanii”. Wcześniej pamiętam tylko urywki z Turniejów Czterech Skoczni. Od sezonu 2000/2001, a więc przez prawie 15 lat, przegapiłem może 5 zimowych konkursów, oglądam też wiele archiwalnych nagrań. W ostatnich latach przez brak czasu nie zawsze oglądałem zawody na żywo, ale później w wolnym czasie siadałem do powtórki. Jestem zwolennikiem teorii, że wprowadzenie współczynników wiatrowych i nadmierne uzależnienie od obliczeń powoli zabija tę dyscyplinę. Sentyment jest jednak silniejszy i nie pozwala mi oderwać się od skoków.
Od młodości planowałeś zostać dziennikarzem?
– Od kiedy pamiętam, marzył mi się ten zawód. Prawdopodobnie na początku gimnazjum, a więc jakieś 10 lat temu, plan bycia dziennikarzem został doprecyzowany i celem stał się zawód komentatora. Oczywiście mało kto brał na poważnie plany 13-letniego dzieciaka. Ja też często wątpiłem w to, że można stać się jedną z kilkudziesięciu osób w Polsce zawodowo wymądrzających się do mikrofonu na temat piłki nożnej. Połączenie szczęścia i odrobiny uporu dało jednak efekty.
Marzysz o tym, by skomentować kiedyś zawody skoków narciarskich?
– Jeśli Eleven Sports Network przerzuciłoby się kiedyś na sporty zimowe, to z chęcią „pokomentowałbym” skoki.
Masz jakieś marzenia związane z wykonywanym zawodem?
– „Wybierz pracę, którą lubisz, a nie będziesz musiał pracować nawet przez jeden dzień w swoim życiu.” Marzenie jest więc proste – móc jak najdłużej nie pracować.
Twój idol lub osoba, na której się wzorujesz to…
– Nie ma jednej osoby, od której czerpię wzorce. Od każdego można nauczyć się czegoś wartościowego.
Kto najbardziej Ci pomógł w dojściu do tego poziomu, na którym się obecnie znajdujesz?
– Każdy, z kim po drodze współpracowałem, dołożył swoją cegiełkę. Najwięcej wskazówek i porad udzielił mi jednak Mateusz Święcicki. Nawet wtedy, gdy już nie pracowaliśmy razem w Orange sporcie, interesował się tym jak mi idzie, byliśmy w stałym kontakcie. To absolutny top jeśli chodzi o polskich komentatorów, a prywatnie świetny gość. Cieszę się, że spotkałem go na swojej zawodowej ścieżce.
Jeśli nie dziennikarstwo, to czym byś się teraz zajmował?
– Jeśli widziałbym, że w dziennikarstwie nie mam perspektyw, wymyśliłbym coś innego. Mam jednak w głowie kilka alternatyw na przyszłość.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Piotr Barwaśny
i to jest pozytywny materiał