Wywiad z Sebastianem Staszewskim

Przed Wami arcyciekawa rozmowa z najmłodszym reporterem Polsatu Sport – Sebastianem Staszewskim. Jego kariera przypomina nieco historię jak z bajki. Od dzieciaka piszącego w lokalnym dzienniku do pracownika jednej z największych redakcji w kraju. Kiedy wchodziłeś do branży to chciałeś […]

Przed Wami arcyciekawa rozmowa z najmłodszym reporterem Polsatu Sport – Sebastianem Staszewskim. Jego kariera przypomina nieco historię jak z bajki. Od dzieciaka piszącego w lokalnym dzienniku do pracownika jednej z największych redakcji w kraju.

Sebastian Staszewski 1

Kiedy wchodziłeś do branży to chciałeś pracować przy piłce czy było to narzucone?
Tak wyszło, ale futbol to nie jest koniec i początek mojego życia. Lubię rozmawiać z ludźmi w ogóle. Najfajniejszy wywiad jaki zrobiłem, to chyba rozmowa z Kazikiem Staszewskim. Była to naprawdę szczera, długa dyskusja. Sto anegdotek. Niestety nagrała się tylko połowa, bo dyktafon się wyłączył w trakcie pracy (śmiech). Nie mam też problemu wywiadowania przedstawicieli innych dyscyplin. To zresztą często ciekawsze niż milionowy wywiad z Lewandowskim.

Zazwyczaj widujemy Ciebie z mikrofonem w ręku. Chciałbyś skomentować jakiś mecz?
Dziś w ogóle mnie do tego nie ciągnie. Uważam, że nie można się pchać do wszystkiego. Wolę być najlepszym reporterem niż przeciętnym komentatorem. Naprawdę spełniam się w roli reportera czy twórcy materiałów do Cafe Futbol.

Jakie były Twoje początki w dziennikarstwie?
Jak chyba każdy młody chłopak próbowałem kopać piłkę, ale w wieku 15 lat zerwałem więzadła krzyżowe. I tak z nadmiaru czasu buszując po Internecie znalazłem ogłoszenie, że szukają chętnego do pisania o sporcie w tygodniku Kurier Ostrołęcki. Zaprosili mnie na rozmowę, pojechałem tam w Dzień Dziecka. Byłem w gimnazjum, więc 1 czerwca mogłem zerwać się z lekcji… Czekałem pod drzwiami trzy godziny po czym wszedłem na pięciominutową rozmowę i usłyszałem, że mam napisać jakiś tekst i go wysłać. Pierwszy zrelacjonowany mecz: Narew Ostrołęka – Ursus Warszawa. Niedługo później zacząłem pisać dla Legia.com.pl i Sportowefakty.pl.

Pierwsze profesjonalne miejsce gdzie już zarabiałeś?
Zarabiałem już w Kurierze, przyzwoite pieniądze były na Sportowefakty.pl, ale odpowiem – Futbol News.

Co robiłeś w Futbol News?
Byłem tam „wolnym strzelcem”, pisałem o czym chciałem. Pierwszy wywiad zrobiłem z trenerem Herthy Berlin – Luciene Favre. To gość, który z Piszczka zrobił obrońcę. Przez następne kilka miesięcy w piśmie była reklama: „17-latek zrobił dla nas wywiad z trenerem Herthy. Możesz i Ty.”. Było to zachęcające ogłoszenie dla młodych ludzi. W Futbol News dużo jeździłem. Byłem na zgrupowaniach Legii we Francji, Hiszpanii. Często bywałem w Niemczech. Chyba jako jedyny polski dziennikarz widziałem na żywo debiut Roberta Lewandowskiego w Borussii, kiedy dortmundczycy grali na stadionie Grunwald w Monachium.

Od początku swojej kariery pisałeś dla Futbol News, Gazety Polskiej Codziennie, Polski The Times, Przeglądu Sportowego, Onetu. To dużo jak na tak młodego człowieka.
I z żadnego miejsca pracy mnie nie wyrzucono (śmiech). Futbol News przestał istnieć. W Polsce The Times do dziś robię na ostatniej stronie Wywiady Tygodnia. Do Przeglądu Sportowego pisałem od czasu do czasu, podobnie jak dla Onetu. Dla nich zrobiłem kilka fajnych rzeczy. Na przykład rozmowę z Frankiem Lampardem.

Jak do tego doszło?
Wszystko dzięki Avramowi Grantowi, który pracował z Fankiem w Chelsea. Pomagałem mu kiedyś znaleźć akty urodzenia jego ojca i rodziny, która pochodzi z Mławy. Dzięki temu się zaprzyjaźniliśmy.

Utrzymujecie kontakt?
Cały czas.

Podczas pracy w Gazecie Polskiej Codziennie byłeś korespondentem na Węgrzech.
Można tak powiedzieć. Pojechałem do Budapesztu na studia w ramach programu Erasmus. A, że wcześniej od ponad roku pracowałem w GPC, to można było ten wyjazd wykorzystać podwójnie.

Co tam robiłeś?
Fajną relację z toru F1 Hungaroring, po którym pojeździłem; spotkałem się z Danutą Kozak, węgierską kajakarką, podwójną złotą medalistką olimpijską, której mama pochodzi z Inowrocławia a brat mieszka w Krakowie; robiłem materiał o kibicach Ujpestu i ich sektorówce na naszego 11 listopada czy wywiad z węgierskim sędzią Viktorem Kassai. Gazeta brała te tematy, bo dobrze żyła z Węgrami.

Skoro byłeś na Węgrzech to pewnie dobrze mówisz po węgiersku?
Beznadziejnie.

Po pierwszych tekstach jakie opublikowałeś, wiedziałeś, że to praca dla Ciebie?
Tak mi się wydaje. Chociaż na początku miałem jeszcze nadzieję, że trochę pogram w piłkę.

Byłeś też najmłodszym dziennikarzem akredytowanym na mistrzostwa świata w RPA w 2010 r.
Podobno. Tak twierdził pracownik FIFA, który trzy miesiące po zamknięciu terminu zgłoszeniowego załatwiał mi tę akredytację (śmiech). Pracowałem wtedy w Futbol News. Ostatecznie zostałem tylko „akredytowany” a nie „wysłany”. Wszystko przez koszta.

W 2012 r. pracowałeś w BBC Sport jako jedyny polski dziennikarz. Jak się tam dostałeś?
Trochę dzięki Avramowi. Znów (śmiech). BBC chciało kręcić o nim film dokumentalny. Potrzeby był ktoś na miejscu, a Avram pomyślał o mnie. Pomagałem więc przy kręceniu tego dokumentu. Później zadzwonił Dan Walker, brytyjski Mateusz Borek, szalenie popularny dziennikarz. Razem nagraliśmy w Krakowie odcinek legendarnego Futbol Focus. A dalej poszło samo. Zaczęły się telefony z BBC 5 Live, z BBC Word Service.

Pracowałeś w Anglii czy w Polsce?
Mieszkałem w Warszawie. To było wygodne, bo czasami załatwiałem też formalności związane z pobytem ekipy w Polsce. Bilety, samochód itd.

Jak się pracuje w takiej korporacji?
Nerwowo. Ilość reguł medialnych, jakie panują w Wielkiej Brytanii, najbardziej politycznie poprawnym kraju w Europie, jest szalona. Zakończyłem współpracę z jedną z gałęzi BBC przez słowo, którego się nie powinno się używać. Ich zdaniem (śmiech). Okazało się, że znalazło się w „księdze słów zakazanych”. Mimo wszystko to był świetny czas.

Współpracowałeś też ze Sportklubem i Orange Sport.
To za duże słowo. W Sportklubie stażowałem krótko. Bardziej zobaczyłem co tam się dzieje. Dwa czy trzy razy byłem w programie u Marcina Grzywacza jako gość. A w Orange Sport Paweł Zarzeczny zapraszał mnie jako „eksperta” od Bundesligi. Był święcie przekonany, że mówię po niemiecku! Kiedyś zadzwonił i mówi: „Słuchaj, mam robotę dla ciebie. Mam znajomego, który handluje jachtami po całym świecie. Potrzebuje asystenta, potrzebne biegłe dwa języki. Wiem, że świetnie mówisz po niemiecku, ale nie wiem co z angielskim” (śmiech). Chyba wciąż jest święcie przekonany, że urodziłem się gdzieś pod Berlinem.

Po BBC był już Polsat?
Jeszcze nie. Wyjeżdżając do Budapesztu założyłem bloga w serwisie Tomasza Lisa naTemat.pl. Napisałem kilka ostrych tekstów i odezwał się do mnie Tomek Machała, redaktor naczelny portalu, który po moim powrocie do Polski zaproponował mi posadę szefa działu sportowego. Z Tomkiem dogadywaliśmy się jednak średnio. W pewnym momencie zagadałem Czarka Kowalskiego, czy nie ma czegoś w Polsacie. Pomógł umówić mnie na spotkanie z panem dyrektorem Marianem Kmitą, Romkiem Kołtoniem i Jarkiem Stróżykiem, sekretarzem redakcji. Pytania z tej rozmowy pamiętam do dziś (śmiech). Poszło na tyle dobrze, że dostałem propozycję pracy.

Kto był Twoim mentorem w Polsacie?
Nie był a jest – Cezary Kowalski. Uczy mnie dziennikarstwa sierpem i młotem (śmiech). Jest to człowiek, który świetnie łączy pisanie z telewizją. Umie skomentować mecz, umie rozmawiać z ludźmi, umie napisać fajny felieton, ostry wywiad. Świetny dziennikarz, choć wiem, że jeśli ktoś mu pokaże ten fragment, to Cezar powie, że to wazelina i dostanę „karczycho”. Dużo uczę się także od naszych gwiazd: Romka Kołtonia, Bożydara Iwanowa, Matiego Borka, „ojca” Marcina Feddka. Muszę oddać też hołd mojemu wydawcy – Michałowi Wilińskiemu, który telewizję pokazał mi od A, bo dwa lata temu nie umiałem nawet tego A. Dziś przynajmniej wiem, ile jeszcze nie wiem.

Cezary Kowalski jest Twoim idolem?
Powiedziałbym, że raczej wzorem. No, może poza wagą (śmiech).

A według Ciebie dziennikarze sportowi powinni się na kimś wzorować?
Nie. Powinni dążyć do wyciągania najlepszych cech z innych dziennikarzy. Dla mnie najlepszy dziennikarz sportowy w Polsce wyszedłby po połączeniu najlepszych cech Romana, Bożydara, Matiego i Czarka. Pięć lat temu powiedziałbym Ci to samo.

Gdzie się łatwiej pracuje – w gazecie czy w telewizji?
Nie widzę różnicy. Zaczynałem jako nastolatek, a więc trochę już pracuję, ale wciąż się czegoś uczę. Jak nie o gazecie, to o telewizji. Łatwiej to jest nic nie robić.

Czy doświadczenie z gazety pomaga w pracy w telewizji?
Oczywiście i to szalenie.

Masz wybór: robić materiał o Błękitnych Stargard Szczeciński lub jechać komentować przeciętny mecz w eliminacjach do mistrzostw Europy. Co wybierasz?
Oczywiście, że wybieram Błękitnych. Najlepiej z Cezarym Kowalskim i Wojtkiem Kowalczykiem. Dłuuuuga podróż…

W tym sezonie dużo pracowałeś podczas Pucharu Polski. Jak oceniasz postawę Błękitnych. Zasłużyli na finał?
Jasne. W pierwszym meczu zniszczyli Lecha. W drugim, gdyby nie czerwona kartka dla Łukasza Kosakiewicza, to jestem przekonany, że by awansowali. To jest fenomen, który się nie powtórzy przez najbliższe 10 lat. Obawiam się, że w następnej edycji Pucharu Polski nie dojdą do 1/16 finału.

Wolisz pracować w terenie czy w redakcji?
Każdy dobry dziennikarz woli pracować w terenie. Tam są ludzie, tam są historie, wydarzenia. Poza tym lubię podróżować.

Ile Tobie zajmuje przygotowanie się do rozmowy?
Zależy z kim. Do rozmowy z Łukaszem Szukałą przygotowywałem się pięć minut. Do rozmowy z Radkiem Majewskim dwie godziny, a do wywiadu z Jerzym Pilchem – dwa dni. Mogę rozmawiać z miejsca, ale z obowiązku dziennikarskiego zadzwonię do kilku osób, poczytam coś w Internecie. Tak trzeba, bo raz czy dwa zdarzało mi się rozmawiać z kimś innym, niż myślałem. Wstyd, ale tak było.

Chciałbyś przeprowadzić rozmowę z Papieżem. Dlaczego?
To moje największe marzenie. I to z którymkolwiek. Jan Paweł II sympatyzował z Cracovią, Benedykt XVI z Bayernem Monachium a Papież Franciszek nie ukrywa sympatii do San Lorenzo. Rozmowa z Papieżem to byłoby coś. Może dożyję takiej chwili?

Polsat to jest najlepsza firma dla młodych ludzi?
Najlepszy uniwersytet na jakim byłem. Bo tu jest wszystko. Każdy z tych dziennikarzy, który pracuje w Polsacie, uczy cię czegoś innego. Tam chłonie się atmosferę sportu – futbolu, siatkówki, piłki ręcznej, tenisa. Polsat to najlepsza szkoła, jaką znam.

Rozmawiał Krzysztof Wilkosz

11639666_857753770927574_539059607_o

About Krzysztof Wilkosz