Zwycięstwa Adriena Bronera i Lucasa Mathysse, hity w niższych kategoriach wagowych.

blank
fot.

W Cincinnati wszystko zgodnie z planem. Powracający do ringu po porażce z rąk Danny’ego Garcii, Lucas Mathyssr szybko, bo już w 1. rundzie znokautował przybysza z Meksyku, Roberto Ortiza. Po nim na ring wyszedł Adrien Broner, który po ciekawej i dość zaciętej walce pokonał silnego Emmauela Taylora poprzez decyzję sędziowską (115-112, 115-112, 116-111). Wcześniej udanie na bokserską scenę powrócił Andre Berto, który po jednostronnym pojedynku pokonał Haitańczyka Steve’a Chambersa (99-91, 99-91, 99-91).

BEZ BŁYSKU
Można pogratulować Emmanuelowi Taylorowi,  że w żadnym stopniu nie przestraszył się swojego bardziej medialnego i promowanego rywala i od początku starał się wykorzystywać siłę fizyczną, spychać Bronera na liny i tam zasypywać gradem ciosów. Nie zawsze to wychodziło, Adrien pokazywał od pierwszej rundy wielki kunszt sztuki defensywnej i bez problemu powodował, że ciosy Taylora pruły powietrze. Widząc również dobrą pracę ciosami prostymi, „The Problem” zaczął przechodzić do półdystansu. I dawało to określone skutki, bo nie mógł na to za bardzo znaleźć sposobu ostatni rywal Karima Mayfielda. 4. runda wreszcie przyniosła emocje. Faworyt trafił rywala silnym prawym i doskoczył serią ciosów. Jednak nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, Taylor przetrwał kryzys i kontynuował swój plan. Następne rundy to dość spokojne i wyrównane widowisko. Emocje przyszły dopiero w dziesiątym starciu, najpierw mocny cios dotarł do twarzy Bronera, jednak ten odpowiedział serią i na chwilę zrobiła się bitwa cios za cios. Ostatnia, 12. runda była tym co lubią kibice. Spektakularne wymiany z obu stron i nokdaun! Kombinacja lewy – prawy zakończona lewym hakiem z dołu spowodowała upadek na matę ringu Taylora. Ten jednak szybko się poderwał i niemal w tym samym momencie zabrzmiał gong kończący walkę. Sędziowie nie mieli problemów ze wskazaniem zwycięzcy i ogłosili jednogłośnie zwycięstwo Adriena Bronera. Amerykanin wygrał, ale nie zachwycił. Musi popracować nad swoją formą, lecz jeśli chce zwyciężać w największych walkach z genialnymi rywalami. 

TGV
Lucas Martin Mathysse nawet nie zdążył się spocić w ringu z Roberto Ortizem. Po pierwszym gongu starał się skracać dystans, aby zniwelować przewagę fizyczną rywala. Po 2 minutach i 30 sekundach wyprowadził piekielny cios, który powalił reprezentacja Meksyku. Sędzia Benjy Esteves Jr wyliczył Ortiza i tak o to, Mathysse odniósł 36 zwycięstwo w karierze. 

ZWYCIĘSKI BERTO, WYGRANE GONZALEZA, FRAMPTONA I ESTRADY
Warto odnotować również udany powrót Andre Berto, który bez problemów uporał się ze Steve’m Chambersem. Walka byłą dość jednostronna, Andre wręcz zdeklasował rywala, jednak nie ma co wyciągać wielkich wniosków i trzeba poczekać do kolejnej wielkiej walki Berto, która jednoznacznie pokaże, czy zalicza się on jeszcze do ścisłego topu bokserskich wojowników.

W tym tygodniu ucztę przeżyli fani niższych kategorii wagowej. Na początek niekwestionowany król kategorii muszej, jeden z najlepszych obecnie walczących pięściarzy, aczkolwiek nieznany szerszej publiczności, pochodzący z Nikaragui, Roman Gonzalez, odniósł 40 zwycięstwo w swojej karierze pokonując bez problemów świetnego Japończyka Akirę Yaegashiego w walce o pas WBC wagi muszej. Wydawało się, że będzie on jednym z niewielu godnych rywali dla niepokonanego Gonzaleza. Jednak od początku kontrolował on pojedynek i bez większych problemów odniósł zwycięstwo stopując rywala w 9 rundzie. Cięzko sobie wyobrazić boksera, który mógłby stawić jakikolwiek opór pięściarzowi rodem z Nikaragui. Jedyne nazwisko jakie przychodzi mi do głowy to Naoya Inoue. Dysponuje on odpowiednimi warunkami fizycznymi, jednak mam wątpliwości czy nie jest jeszcze za młody na takie starcie. Ich pojedynek byłby niewątpliwie najciekawszym zestawieniem w niższych kategoriach wagowych jakie można sobie wyobrazić.

W sobotę wieczorem w Belfaście doszło do rewanżu pomiędzy dwoma czołowymi zawodnikami wagi super koguciej. W pierwszej walce Carl Frampton znokautował Kiko Martineza w 9. rundzie. Wczoraj walka była dłuższa, trwała pełny dystans, ale była bardziej jednostronna. Anglik od pierwszego do ostatniego gongu kontrolował pojedynek i zasłużenie pokonał Hiszpana po jednogłośne decyzji sędziowskiej (119-108, 119-108, 118-111), rzucając po drodze rywala na deski.

Ostatnim wielkim pojedynkiem, tym razem w wadze muszej było starcie dwóch wielkich meksykańskich wojowników, Juan Francisco Estrada vs Giovanni Segura. Samo starcie nie przyniósł spodziewanych emocji. Zawsze agresywnie walczący Segura nie był w stanie choćby zbliżyć się do swojego rywala i został wręcz zdeklasowany przez rodaka. Sędzia zakończył męczarnie Giovanniego i w 11. rundzie zastopował pojedynek, kończąc tym samym wielkie emocje pierwszego weekendu września.