Kanonada w mieście Beatlesów, efektowne zwycięstwo Evertonu.

blank
fot.

Mecz pomiędzy Evertonem a Wolfsburgiem zapowiadał się bardzo ekscytująco i był w czołówce jeśli chodzi o najciekawsze spotkania pierwszej rundy Ligi Europa. Na Goodison Park zmierzyły się bowiem 5. ekipa Barclays Premier League oraz 5. zespół niemieckiej Bundesligi z poprzedniego sezonu.

Dzisiejsze spotkanie Evertonu z Wolfsburgiem było czwartym pojedynkiem niemiecko-angielskim w europejskich pucharach w tym sezonie. Wczoraj w Lidze Mistrzów zmierzyły się ze sobą zespoły Bayernu i Manchesteru City, a także Chelsea z Schalke 04. We wtorkowy wieczór natomiast, rękawice skrzyżowały ze sobą drużyny Borussii Dortmund i Arsenalu Londyn. Dziś przyszedł czas na starcie numer cztery, w którym ekipa Dietera Heckinga miała podtrzymać tę niepisaną tradycję.

Jednakże zadanie to wydawało się być arcytrudne. Do Liverpoolu goście przybyli bez kontuzjowanego Ivana Perisicia, który pod koniec lipca w meczu towarzyskim z Bayernem Monachium doznał złamania kości lewego ramienia. Nie wiadomo jak długo jeszcze potrwa absencja Chorwata, wiadomo było jednak w jakim składzie wystąpią piłkarze Wolfsburga. Niemalże trzy identyczne jedenastki wystawił Hecking podczas spotkań ligowych i nie inaczej miało być i tym razem.

Everton nie zmaga się specjalnie z większymi problemami. W składzie The Toffees zabrakło jedynie Rossa Barkleya zmagającego się z kontuzją kolana. Reszta zawodników była dostępna dla Roberto Martineza.

Jeśli przyjrzymy się statystykom po dzisiejszym meczu (nie znając wyniku) możemy odnieść wrażenie, że to Wolfsburg powinien wygrać spotkanie. Większa ilość strzałów, stworzonych akcji, stałych fragmentów gry – to wszystko stawia gości w świetle zwycięzców.

*Pomimo iż początek był bardzo wyrównany, to gospodarze mieli więcej szczęścia. W 15. minucie Everton przeprowadził ładną, koronkową akcję, którą wykończył Naismith, jednak piłkę wślizgiem wybił Rodriguez, ta odbiła się jeszcze od pleców Benaglio trafiając w Rodrigueza i to jemu zapisujemy samobójcze trafienie.

Goście mieli swoje okazję, które powinni wykorzystać, jednak na posterunku czujny był Tim Howard będący nadal w mundialowej formie.

Stara piłkarska maksyma „niewykorzystane sytuacje lubią się mścić” po raz kolejny się potwierdziła. Tuż przed przerwą było już 2:0 dla Evertonu. Akcja przeprowadzona na raty. Najpierw z okolic 10 metra strzelał Kevin Mirallas, lecz piłka została zbita przez Benaglio, ta znalazła się pod nogami Bainesa, który posłał perfekcyjne dośrodkowanie na głowę Colemana.

**Druga połowa zaczęła się od mocnego uderzenia ze strony gospodarzy. W 47. minucie w szesnastce faulowany był McGeady, a karnego pewnie wykorzystał Leighton Baines i w zasadzie było już po zawodach.

Wolfsburg szukał swojego szczęścia lecz w polu karnym Howarda nigdzie nie mógł go znaleźć, dlatego też z czasem ataki gości stawały się atakami rozpaczy i co raz rzadziej mogliśmy ujrzeć jakiegokolwiek zawodnika w białym trykocie w pobliżu bramki Evertonu.

Gospodarze okazali się być mało gościnni i pod koniec spotkania strzelili bramkę numer cztery. Gola zdobył bardzo aktywny w dzisiejszym meczu Kevin Mirallas, który wykorzystał fantastyczne, prostopadłe podanie Samuela Eto’o, nie dając żadnych szans golkiperowi gości.

W doliczonym czasie gry padł gol honorowy dla Wilków. Piękną bramkę z rzutu wolnego zdobył autor gola samobójczego Ricardo Rodriguez, który po części odkupił swoje grzechy.

Everton F.C. 4:1 (2:0) VFL Wolfsubrg

15′ – Ricardo Rodriguez (sam.) 1:0
45′ – Seamus Coleman 2:0
47′ – Leighton Baines 3:0
89′ – Kevin Mirallas 4:0
90′ – Ricardo Rodriguez 4:1

Żółte kartki: Mirallas, Naismith – Knoche

Everton: Howard – Coleman (90′ Osman), Stones, Jagielka, Baines – Barry, McCarthy, McGeady, Mirallas, Naismith (82′ Gibson) – Lukaku (69′ Eto’o)

Wolfsburg: Benaglio – Jung, Knoche, Naldo, Rodriguez – Gustavo (77′ Guilavogui), Malanda (46′ Hunt), De Bruyne, Caligiuri (61′ Bendtner), Arnold – Olic

Sędzia: Luca Banti (Włochy)
Widzów: 32 000