Liga Mistrzów UEFA: Real łatwo ogrywa na wyjeździe Liverpool!

blank
fot.

W meczu 3. kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów zobaczyliśmy bardzo ciekawe widowisko na Anfield. Liverpool przegrał jednak z Realem Madryt aż 0:3. To pierwsze spotkanie w historii LM, w którym „The Reds” przegrali taką ilością bramek na własnym stadionie.

Liverpool - Realrealmadrid.pl

Mecz Liverpoolu z Realem rozpoczął się, o dziwo, od bardzo szybkiej, wyrównanej gry. Oba zespoły nie szczędziły sił, rzucając się do ofensywy. Przyniosło nam to wiele ciekawych sytuacji, okraszonych pięknymi dryblingami, sztuczkami technicznymi i – przede wszystkim – strzałami.

Z czasem jednak to Real zaczął zyskiwać inicjatywę na boisku. Pomimo dobrej gry gospodarzy, w 23. minucie doszło do akcji, która na dobre odmieniła przebieg tego spotkania. James Rodriguez zdołał perfekcyjnie, w tempo zagrać do Cristiano Ronaldo. Ten nie wahał się. Po wbiegnięciu między obrońców „The Reds”, jednym „magicznym” dotknięciem piłki, skierował ją nad głową Mignoleta, do bramki.

Już 7 minut później wynik został podwyższony. Tym razem o bramce zadecydowało inne dośrodkowanie. Zostało ono skierowane dosyć „koślawo”, na lewą stronę pola karnego. Stał tam zupełnie pozbawiony krycia Benzema. Francuz wykorzystał złe ustawienie obrońców oraz fakt, iż Mignolet wyszedł z bramki i sprytnym uderzeniem głową przelobował goalkeepera Liverpoolu.

Na tablicy świetlnej widniało już 2:0 i nic nie zapowiadało poprawy sytuacji gospodarzy. W dalszym ciągu to „Królewscy” dominowali i nie zwalniali tempa w ataku. Ich kolejna bramka padła jednak w dosyć niespodziewanych okolicznościach. W 41. minucie piłka została wrzucona w zatłoczone pole karne. Tam… odbiła się od kilku zawodników i spadła wprost pod nogi Benzemy. Ten miał jeszcze ułatwione zadanie, bowiem bramkarz rywali wywrócił się o nogi któregoś z zawodników. Napastnik przymierzył zatem dokładnie i ponownie wpakował futbolówkę do siatki.

Dopiero po stracie trzeciej bramki Liverpoolczycy ocknęli się nieco z amoku, w który wpadli niespełna 20 minut wcześniej. Teraz to oni ruszyli do przodu. Niesieni gromkim dopingiem publiczności, zgromadzonej na Anfield, zdołali wykreować kilka ciekawych akcji. Po jednej z nich oddali nawet strzał… w słupek. Atakowali do samego końca pierwszej połowy. Nie przyniosło to jednak bramkowych rezultatów.

Od razu po powrocie na murawę w drugiej połowie, „The Reds” ponownie ruszyli do ofensywy. Początkowe ataki były bardzo groźne i wydawało się, że gol będzie tylko kwestią czasu. Z każdą kolejną minutą napastnicy frustrowali się jednak na niepowodzenie, a ataki powoli słabły. Dało to szansę zawodnikom Realu na ponowne przejęcie inicjatywy.

Tym razem gościom z Madrytu nie spieszyło się jednak zbytnio. Mieli zagwarantowany bardzo dobry wynik, który chcieli jedynie utrzymać. Grali zatem spokojnie, rozgrywając piłkę w środkowej strefie boiska. Zmęczeni już gracze Liverpoolu nie potrafili temu nic zaradzić.

Piłkarze Realu nie kwapili się do strzelania bramek. Liverpoolczykom natomiast wyraźnie zabrakło sił, aby kontynuować ataki. Pomimo iż pieśń stadionu – „You’ll Never Walk Alone” towarzyszyła im aż do ostatniego gwizdka, tym razem musieli skapitulować.

Real Madryt wygrał zatem z Liverpoolem na Anfield 3:0, dzięki czemu z pełną pulą 9 punktów prowadzi w tabeli. Ludogorets, Liverpool i Basel mają natomiast w tej chwili po 3 „oczka”. W kolejnej serii spotkań, która odbędzie się 4 listopada, Liverpool ponownie zmierzy się z Realem. Tym razem mecz odbędzie się jednak na Santiago Bernabeu.