Wywiad z Przemysławem Pełką

Uznawany za najbardziej niedocenianą osobę w swoim fachu. Do Polsatu przyszedł w 2002 roku. Specjalizuje się w hokeju na lodzie oraz w piłce nożnej. Pogodny, zawsze uśmiechnięty. Specjalnie dla Was, drodzy czytelnicy, spotkaliśmy się z Przemysławem Pełką, gdzie trochę opowiedział […]

Uznawany za najbardziej niedocenianą osobę w swoim fachu. Do Polsatu przyszedł w 2002 roku. Specjalizuje się w hokeju na lodzie oraz w piłce nożnej. Pogodny, zawsze uśmiechnięty. Specjalnie dla Was, drodzy czytelnicy, spotkaliśmy się z Przemysławem Pełką, gdzie trochę opowiedział nam o sobie. Zapraszamy do lektury!

Przemysław Pełka

– Skąd u Pana taka fascynacja sportem, a w szczególności piłką nożną oraz hokejem?
– Skąd? Od zawsze pasjonował mnie hokej i piłka nożna. Nie wydaje mi się, żeby było to coś niezwykłego. Myślę, że większość ludzi się czymś interesuje. Duża grupa na świecie ma Sport jako hobby. Lubię ogólnie sport, nie tylko futbol czy hokej. Z dużym zaciekawieniem oglądam również dyscypliny zimowe. A hokej? Z prostego powodu. Pochodzę z miasta (Tychy), które słynnie obok piłki nożnej, też z hokeja. Sekcja hokejowa GKS–u Tychy odnosiła większe sukcesy niż piłkarska. Prawdziwymi moimi bohaterami z dzieciństwa byli tacy ludzie jak: Mirosław Copija, Henryk Gruth, Adam Worwa czy Dariusz Wieczorek. Ci zawodnicy sięgnęli w 1988 roku po Mistrzostwo Polski w hokeju na lodzie. Ten wyczyn aktualnie na nikim nie wywrze wrażenia. Dla mnie akurat zdobycie Mistrzostwa przez mój ulubiony klub jest jednym z najlepszych przeżyć w moim dzieciństwie, zwłaszcza że widziałem ten tryumf na własne oczy. Ta dyscyplina zawsze pociągała mnie swoim szybkim tempem gry. Podobał mnie się również zapach lodowiska, może niekoniecznie szatni, ale lubiłem proste rzeczy, od których się roiło w hali . Z kolei piłka nożna, powiem tak – dla mnie było to całkowicie naturalne, że w lecie grałem w futbol, a w zimę w hokeja na lodzie. Gra w nią na podwórku była rzeczą naturalną, w szczególności po szkole. Oba sporty wzajemnie się uzupełniały. Jeszcze miałem do czynienia z pływaniem, lecz mnie nie pasjonowało tak, jak te dwie dyscypliny. Zbigniew Boniek oraz Grzegorz Lato najbardziej skupiali moje zainteresowanie. Teraz wybór idola wśród polskich piłkarzy dla młodego kibica jest w szczególności trudny, ponieważ takich już zawodników nie ma.

– Twarzami Polsatu są Mateusz Borek i Bożydar Iwanow, których uświadczmy ciągle na pierwszym planie. Taka sytuacja Panu nie przeszkadza?
– Nie przeszkadza.

– Od pewnego czasu Pańska stacja stawia nacisk głównie na siatkówkę, zapominając o innych dyscyplinach pokroju hokeja i futbolu, czyli takich, którymi Pan się zajmuję. Czy może się stać, że w kadrze Polsatu za dwa – trzy lata Pana zabraknie?
– Nie jestem sobie w stanie przewidzieć, co będzie za dwa – trzy lata, czy w tym okresie czasu Polsat nie wejdzie w posiadanie interesującego produktu piłkarskiego. Cały czas dotyczy nas kontrakt Ligi Mistrzów, Ligi Europejskiej i kilku lig. Nie wydaje mi się, że ta stacja stanie się wyłącznie siatkarsko – bokserska. Władze telewizji na pewno są świadomi swoich wyborów, więc piłki nożnej wśród emitowanych dyscyplin nie zabraknie.

– Wyobraża Pan sobie aktualnie pracę w innej stacji sportowej?
– Oczywiście mogę sobie wyobrazić, dlaczego nie.

– W jaki sposób Pan przygotowuje się do relacji?
– W tym aspekcie nie jestem oryginalny. Przygotowuje się tak samo, jak reszta komentatorów, czyli przede wszystkim czytam i oglądam – to są dwie rzeczy, jakie należy robić przygotowując się do meczu. Im więcej się czyta, ogląda, rozmawia z ludźmi, tym więcej człowiek wie, jednocześnie krócej trzeba być w etapie przygotowania do poszczególnej rywalizacji. Najlepiej być ze wszystkim na bieżąco. Wtedy wystarczy sięgnąć po szczegóły w postaci różnorakich statystyk oraz najświeższych informacji.

– Był Pan obecny na dwóch wielkich piłkarskich świętach: MŚ 2006 oraz EURO 2008. Która impreza miała wyższy poziom organizacji?
– Nie narzekam na poziom organizacyjny obydwóch imprez, ale mogę powiedzieć, że z różnych powodów bardziej podobały mi się Mistrzostwa Świata. Jednym z nich jest komentarz ponad osiemnastu meczów. Wtedy byłem w swoim żywiole. Zupełnie inaczej postrzega się rzeczy, gdy się je wykonuje po raz pierwszy niż po raz wtóry. Każdy ze mną się zgodzi, że Mundial jest wyjątkowy. Możliwość poznania ciekawych stylów gry, ale przede wszystkim osób żyjących tym wielkim turniejem. On zrobił na mnie duże wrażenie. Z tymi wspaniałymi emocjami mogą równać się jedynie Igrzyska Olimpijskie, na których byłem raz – w Pekinie. Nie trzeba przekonywać, że dla tych właśnie imprez warto zostać dziennikarzem czy komentatorem, ale też wiąże się z tym ogromna praca do wykonania. Czasami są takie sytuacje, że z meczu wracasz o 23, a już pięć godzin później trzeba wstać, żeby wsiąść w samolot i polecieć na kolejną rywalizację. Później jest powtórka i kolejne przemieszczenie się do następnego miasta. Podczas fazy grupowej przejazdy w linii Monachium – Dortmund stały na porządku dziennym. A podczas Mistrzostw Europy było o wiele prościej. Moje przejazdy polegały na przemieszczaniu się pomiędzy Bernem, Zurychem a Bazyleą, bo zdecydowałem się wtedy na Szwajcarię. Odległość między tymi miastami to góra godzina samochodem oraz pół godziny pociągiem. Do organizatorów nie mam jak najmniejszych zastrzeżeń.

– Z wiadomych względów nie było Pana na Mundialu w RPA. Żałuje Pan?
– Oczywiście, że żałuje braku wyjazdu w 2010 roku. Gdyby ktoś z komentatorów mówiłby inaczej, to byłby hipokrytą. Nie ma większej nagrody niż praca przy Mundialu. Wszyscy sprawozdawcy stacji komercyjnych, nie będący chociaż jednokrotnie na Mistrzostwach Świata, po prostu zazdroszczą swoim kolegom z Telewizji Polskiej, w najczystszym tego słowa znaczeniu. Tak samo pewnie nam z TVP zazdrościli transmitowania EURO w 2008 roku. Ale to jest zrozumiała zazdrość i nie przemawia przez nią żadna gorycz.

– Czy nie ma Pan dostępu do któreś z polskich stacji sportowych?
– Owszem, nie jestem w posiadaniu nSportu i Orange Sportu, ale mam, gdzie te kanały oglądać.

– Ma Pan za sobą etapy pracy w radiu oraz w telewizji. Nie ciągnie Pana do dziennikarstwa prasowego?
– Nie, prasa mnie nigdy nie pociągała. Oczywiście, ma pewne zalety oraz wady, ale od najmłodszych lat dźwięk i obraz bardziej przykuwały moją uwagę. Trochę przypadkowo trafiłem do radia, ale zawsze nim się pasjonowałem. Uważam, że radio to najlepsze możliwe medium. Natomiast trzeba sobie zdać sprawę z tego, że są już inne czasy i inna sytuacja ekonomiczna. Nikt zwłaszcza w Polsce, nie będzie w stanie zbudować sportowego radia wzorem stacji amerykańskich czy hiszpańskich, zajmującym się wyłącznie nim. Myślę, że komentarz radiowy jest bardziej żywiołowy, emocjonalny od telewizyjnego. Wymaga również większych umiejętności ze strony dziennikarza. Milczenie w eterze, jest po prostu efektem twojej nieudolności. Bez umiejętności ciągłego mówienia, nie masz w radiu po prostu czego szukać.

– Woli Pan pracować jako reporter czy komentator?
– Komentator.

– Relacjonował Pan dla nas kilka finałów NHL. Tych rozgrywek aktualnie nie transmituje żadna Polska stacja. Tęskni Pan za ich komentowaniem?
– Za ligą tęsknie, ale za komentowaniem po nocach już niekoniecznie. Tak samo jest w Canal+. NBA budzi wrażenie na wszystkich, lecz nie ma zbyt dużej oglądalności. Jest niewielu ludzi, którzy wstaną o trzeciej w nocy, żeby obejrzeć mecz Lakersów. Podobna sytuacja dotyczyła również NHL.

– Słyszeliśmy Pana głos w transmisjach najróżniejszy lig piłkarskich. Jaka jest Pańska ulubiona? Może Eredivisie?
– Liga angielska, ponieważ jest najbardziej emocjonująca i słynie z szybkiej gry. Mogę ją porównać na wyrost z NHL, czyli z moją ulubioną ligą. W tych rozgrywkach poziom w ostatnich latach znacznie się wyrównał. Natomiast fani Ligi Hiszpańskiej mówią, że jest lepsza od angielskiej, ale nie wiem na jakiej podstawie. Może dlatego że w Realu oraz Barcelonie są najlepsi piłkarze? Z tym zgadzam, tylko że poziom tych dwóch drużyn z pozostałymi dzieli ogromna przepaść.

– W wieku ilu lat Pan chcę iść na emeryturę?
– O Jezu, dopiero zacząłem pracę! Nie planuje iść na emeryturę. Najważniejsze w tym zawodzie jest radość z wykonanych czynności. Jeśli nadejdzie taki dzień, kiedy nie zechce mi się przyjść do pracy, to będzie pierwsza oznaka poszukania w życiu innego zajęcia. Na szczęście, na razie takie myśli do mojej głowy nie przychodzą.

– Największe przeżycie w Pańskiej karierze dziennikarza?
– Największe przeżycia wiążą się z tym, co się wykonuje po raz pierwszy. Z pierwszym skomentowanym meczem na Mistrzostwach Świata w hokeju Austria – Rosja oraz pierwszym spotkaniem reprezentacji Polski – z Ukrainą, niestety przegranym. Komentowanie naszej reprezentacji w jakimkolwiek sporcie to jest najważniejsze doświadczenie. I większość ludzi taką opinię potwierdzi. Chelsea – Barcelona – mój pierwszy mecz w Lidze Mistrzów, Mistrzostwa Świata w Niemczech, Igrzyska Olimpijskie, gdzie nadal w pamięci mam medale zdobyte przez Polaków, które widziałem na własne oczy.

– W ciągu tych ośmiu lat pracy w telewizji, Pan więcej skomentował meczów piłkarskich czy hokejowych?
– Z początku te proporcje były zupełnie inne, bo przyszedłem jako komentator hokeja w postaci współpracownika. W 2003 roku podpisałem umowę na stałe i proporcję zaczęły się zmieniać. Mój pierwszy skomentowany mecz piłkarski to retransmisja meczu ligi greckiej z udziałem Panathinaikosu Ateny, ale nie pamiętam z kim. To spotkanie było próbą przed wypłynięciem na głęboką wodę. W pierwszych trzech latach, kiedy gościliśmy PLH, Mistrzostwa Świata oraz Interligę, zaczęły dochodzić obowiązki związane z piłką nożną i proporcje stopniowo się zmieniały. Od około 2005 roku komentuje zdecydowanie więcej meczów piłkarskich niż hokejowych.

– Najlepszy kolega wśród dziennikarzy to..
– Jeśli chodzi o moją redakcję to najwięcej czasu spędzam z Tomkiem Włodarczykiem, Krystianem Sobierajskim oraz Piotrkiem Przybyszem.

– Jak ludzie wokół oceniają Przemysława Pełkę?
– Pewnie jako postać mało kontrowersyjną oraz bezkonfliktową.

– Dziękuję za rozmowę.
– Ja również dziękuję.

Wywiad przeprowadził Mikołaj Baranek. Opublikowany 03.11.2011 r.

About Zygmunt Wiśniewski