Wywiad z Michałem Zawackim

Jeden z najbardziej lubianych komentatorów w Telewizji Polskiej. Na swoim koncie dopiero zaliczył swój pierwszy turniej – MŚ 2010, ale zapowiada, że szykuje się również na EURO 2012 i Mundial 2014. Michał Zawacki to bardzo ciekawy człowiek. I to potwierdził, […]

Jeden z najbardziej lubianych komentatorów w Telewizji Polskiej. Na swoim koncie dopiero zaliczył swój pierwszy turniej – MŚ 2010, ale zapowiada, że szykuje się również na EURO 2012 i Mundial 2014. Michał Zawacki to bardzo ciekawy człowiek. I to potwierdził, rozmawiając z nami.

– Skąd u Pana pomysł zostania dziennikarzem sportowym?
– Bawiłem się w radio w Koninie, skąd pochodzę. Programy młodzieżowe, muzyczne, lista przebojów. Mój przyjaciel Mariusz Leśniewicz słuchał Radia Merkury Poznań, gdzie co tydzień relacjonowano mecze drugoligowej Amiki Wronki. Namówił mnie na kontakt z redakcją, a szef sportu Krzysztof Ratajczak pozwolił zadebiutować relacją live z meczu Górnika Konin. W ten sposób połączyłem dwie pasje – piłkę i radio.

– Komentował Pan m in. Puchar Kolei Rosyjskich na antenie Tele5, który wbrew pozorom cieszył się dużym powodzeniem u widza. Jak Pan ocenia aktualną ofertę sportową w tejże stacji?
– Nie czuję się kompetentny do oceniania ramówki stacji telewizyjnej. W czasie, gdy kończyłem współpracę z Tele5 z firmy odeszli producenci, którzy na sport stawiali i znajdowali dla niego czas na antenie. Dziś mój kontakt z ludźmi z włoskiej spółki jest znikomy, więc nie znam powodów, dla których oferta jest taka, a nie inna.

– Łatwo relacjonowało się spotkania czwartej ligi? Czy ułatwiał fakt, że była pokazywana w retransmisjach?

– Mecze IV ligi komentuje się znacznie trudniej niż ekstraklasę, europejskie puchary, czy narodowe reprezentacje. Informacji o piłkarzach można szukać jedynie przed meczem u trenera bądź klubowych działaczy. Taki research zrobiony na stadionie dawał możliwość stworzenia w miarę ciekawego przekazu podczas komentowania meczu w studio kilkadziesiąt godzin później. To było bardzo pouczające, a nawet bezcenne doświadczenie.

– Każdy od pewnego czasu określa Tele5 jako kanał trzeciego rzędu, zupełnie niepotrzebny. Czy miało to wpływ na Pańską pracę?
– Każdy ma prawo do własnej oceny, taka jest cecha demokracji. Mam ochotę to oglądam, nie widzę w ramówce programu dla siebie – przełączam telewizor. Dlatego uważam, że ocena, czy kanał jest potrzebny, czy nie może być subiektywna. Chciałem się rozwijać, a taką szansę dał mi SportKlub i dlatego przeniosłem się na drugą stronę ulicy Wołoskiej. Tele5 zawdzięczam komentarz do debiutu Jurka Dudka w barwach Realu Madryt (debiutu w polskiej TV).

– Jak z Tele5 Pan trafił do SportKlubu? I dlaczego tak krótko Pan tam był? TVP dała lepsze warunki rozwoju?
– Na rozmowy zaprosił mnie Michał Bunio, szefujący polskiemu oddziałowi stacji. Musiałem wypaść co najmniej przyzwoicie, bo szybko dostałem szansę komentowania 2.Bundesligi. Nie uważam bym spędził w SportKlubie mało czasu. Byłem tam blisko rok, później trafiłem na przesłuchania do TVP. Zawsze marzyłem, by pracować przy Lidze Mistrzów, na Mistrzostwach Świata bądź Europy, a taką szansę daje praca dla Telewizji Publicznej. Decyzja nie była trudna, postanowiłem w siebie zainwestować, wiedząc jak wielką konkurencję będę miał na Woronicza.

– Co Pan zdążył skomentować na kanale węgierskiej spółki?
– Zaczynałem od meczów Erzgebirge Aue i goli Andrzeja Juskowiaka. Później była T-Mobile Bundesliga (Austria) i spotkania z udziałem Radosława Gilewicza, oraz czas Mattheusa i Trapattoniego w bogatym RedBull Salzburg. Z czasem zacząłem pracować przy niemieckiej Bundeslidze, w której ważną rolę odgrywał Jacek Krzynówek. SportKlub to też moja przygoda z piłką zza oceanu – tak przydatna później przy pracy z Copa Libertadores i Sudamericana. Miałem okazję komentować debiut Davida Beckhama w LA Galaxy a nawet dwa mecze koszykówki NCAA.

– Kiedy Pan zadebiutował w Telewizji Polskiej?
– To był lipiec 2007 roku i Mistrzostwa Świata do lat 20. Grali Hiszpanie, zawsze mocni w kategoriach młodzieżowych. Skomentowałem kilka spotkań kanadyjskich mistrzostw, a później Mundial U-17 i Mistrzostwa Kobiet. Na ogólnopolskiej antenie debiutowałem przy skrótach Champions League kilka miesięcy później.

– Jak Pan wspomina przygodę Lecha za Franciszka Smudy w ówczesnym Pucharze UEFA? Wtedy Pański głos usłyszała cała Polska!
– Z sentymentem. Z jednej strony miałem okazję wrócić do Poznania – miasta mojego debiutu w sportowej audycji radiowej. Z drugiej spełniłem marzenie o pracy przy europejskich pucharach. Pracowałem z Andrzejem Juskowiakiem, który w 1992 roku podczas IO w Barcelonie kształtował moją piłkarską świadomość i dał z drużyną Janusza Wójcika tyle niezapomnianych chwil. Po pierwszej transmisji z Bułgarskiej obudziłem się rano i kilka razy uszczypnąłem. A później rekordowe 6:0 z Grasshopper Zurych i pamiętny 2 października 2008 kiedy Lech po dogrywce wyrzucił z Pucharu UEFA Austrię Wiedeń. Wspomnienia na całe życie.

– Pan jest komentatorem w TVP numer ..

– Nie mnie to oceniać. Najlepiej gdyby taki ranking układali widzowie. Oczywiście bycie „jedynką” to wielkie marzenie, a zarazem możliwość pracy na najważniejszych imprezach, ale wiem, że droga jeszcze długa i kręta. Staram się zawsze pracować najlepiej jak potrafię, z nadzieją, że pomagam widzom w odbiorze piłkarskiego spektaklu. Inna sprawa, że często jest to bardzo trudne. Szczególnie, gdy relacjonuje się mecze ligi polskiej.

– Woli Pan piłkę europejską czy południowoamerykańską?
– Zdecydowanie taktycznie poukładaną europejską ale jeśli chodzi o umiejętności techniczne to imponują mi piłkarze z Ameryki Południowej. W SportKlubie miałem okazję komentować mecze argentyńskiej Primera Division i brazylijskiej Serie A. Wówczas spotkałem się po raz pierwszy z blisko półgodzinną przerwą, opóźnionym początkiem meczu o ponad kwadrans, ale też poznałem choć namiastkę atmosfery derbów Buenos Aires. Mimo wszystko stawiam na Premiership i Primera Division.

– Jaki produkt piłkarski najchętniej widziałby Pan przy ulicy Woronicza?
– Każdy komentator chciałby w trakcie sezonu szlifować umiejętności na Lidze Mistrzów czy którejś z zagranicznych lig krajowych, a później mieć prawdziwy deser w postaci Mistrzostw Świata czy Europy. Tort medialny trzeba jednak podzielić i każda stacja chce mieć jego najsmaczniejszy kawałek. Rozumiem to ale tęsknię za Champions League i już nie mogę się doczekać Euro 2012 i WC 2014. Mam wielką nadzieję zapracować na czynny udział w relacjonowaniu tych wielkich imprez.

– Wyjechał Pan na Mundial w RPA i skomentował Pan osiem meczów. Jaki Pana zdaniem z tej ósemki był najbardziej emocjonujący?
– To był mój pierwszy mundial w roli komentatora, więc każde ze spotkań było warte obejrzenia. Dwa zapamiętałem szczególnie – walkę o życie Trójkolorowych i polot reprezentacji Meksyku ,oraz spuszczanie powietrza z kół greckiego autobusu zaparkowanego w polu karnym przez Argentyńczyków. Oczywiście rywalizacja Włochów z Nową Zelandią też miała swoją dramaturgię.

– Pozytywnie ocenia Pan wyjazd do Afryki?

– Zrobiłem co mogłem i mam nadzieję, że kibice i widzowie to docenili. Przejechałem po południowoafrykańskich drogach 4130 kilometrów, czterokrotnie pokonując drogę z Polokwane do Nelspruit. Raz wróciłem do hotelu o 3.30 nad ranem. Tego samego dnia miałem kolejny mecz, do którego trzeba się było przygotować. Praca na Mundialu to nie rozrywka, ale nie zamienił bym jej na jakąkolwiek inną.

– Żałuje Pan, że skomentował tak mało spotkań na tak wielkiej imprezie?

– Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc opuszczałem RPA z żalem, ale przecież to był mój debiut. Relacjonowanie 8-miu meczów uznaję za swój sukces. Starsi koledzy mówią, że to w sam raz, by nie „utonąć”, a jednocześnie nabrać doświadczenia. Zgadzam się.

– Miał Pan jakieś traumatyczne przeżycia w swojej karierze żurnalisty?
– Nawet jeśli miałem, to nie pamiętam nic szczególnego. Może hieny krążące wokół aut stojących w korku na remontowanej drodze w RPA, droga zgubiona o 1.00 w nocy… Na mecz Grecja – Argentyna przedstawicieli radia i TV nie chciał wpuścić wyjątkowo niemiły i nerwowy ochroniarz. Pertraktacje trwały ponad pół godziny, w W-wie czekali aż odezwę się z Peter Mokaba Stadium. Chyba jednak bardziej w pamięci utkwiły mi sytuacje, w których składy zespołów dostawałem na minutę przed rozpoczęciem transmisji a widz oczekiwał fachowej pracy. To trochę stresuje, najczęściej gdy pracuję w Warszawie, a mecz jest rozgrywany kilka tysięcy kilometrów stąd i na brak informacji nie mam najmniejszego wpływu.

– Gdyby Michał Zawacki nie został dziennikarzem to byłby…
– Sam nie wiem kim. Pracowałem kilka lat w sprzedaży i czułem się w tym nieźle. Ale nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić coś innego niż praca w sporcie. Mam nadzieję, iż będę się rozwijał jako dziennikarz, szczególnie w roli komentatora.

– Dziękuję za rozmowę.

Wywiad przeprowadził Mikołaj Baranek. Opublikowany 03.11.2011 r.

About Zygmunt Wiśniewski