27 września 2014 roku to niewątpliwie jedna z najsmutniejszych dat w historii polskiego boksu. Dwie walki Polaków o mistrzostwo świata w kategorii cruiser mogły zapewnić nam radość i dumę na następnych kilka tygodni. Jednak stało się zupełnie inaczej. Obie potyczki o najcenniejsze trofeum w boksie zawodowym zakończyły się zdecydowanymi porażkami naszych rodaków. Najpierw Paweł Kołodziej został znokautowany już w 2. rundzie w walce z Denisem Lebedevem o pas mistrza świata WBA kategorii junior ciężkiej, a dwie godziny później, Krzysztof Włodarczyk został zdeklasowany przez Grigorija Drozda, tracąc pas WBC w tej samej kategorii.
Kompromitacja nr 1
O 18.40 czasu polskiego do ringu wyszedł Paweł „Harnaś” Kołodziej, żeby w swojej 34. walce w karierze wreszcie zmierzyć się z poważnym rywalem i to od razu w starciu o pas mistrzowski WBA w wadze junior ciężkiej. Wielkim faworytem był zawodnik gospodarzy, Denis Lebedev, jednak polscy kibice mieli nadzieję na wielką sensację, jaką byłoby zwycięstwo ich rodaka. Życie jednak zweryfikowało te plany. Po pierwszej rozpoznawczej rundzie, która nawet mogła iść na konto „Harnasia” przyszło starcie drugie, które zakończyło tą walkę. Po pierwszym silnym prostym wyprowadzonym przez „Specnaza” Kołodziej padł na deski i choć podniósł się, to sędzia słusznie przerwał walkę. Polak silił się na prostesty, jednak po jego oczach widać było, że był zupełnie nieprzytomny. Warto zadać sobie pytanie, czy schemat budowania kariery pięściarzy stworzony przez panów Andrzeja Wasilewskiego i Piotra Wernera ma rację bytu. Tworzenie kariery na bumach i naglym ataku na mistrza świata, zakończony deklasacją. Po Andrzeju Wawrzyku przyszedł czas na Pawła Kołodzieja. Kto następny? Czyżby Krzysztof Głowacki, który ponoć ma zagwarantowaną walkę z Marco Huckiem? Czy i tym razem scenariusz się powtórzy? Niestety, prawdopodobieństwo jest duże.
Kompromitacja nr 2
Z drugim występem Polaka w Moskwie wiązaliśmy dużo większe nadzieje. Krzysztof „Diablo” Włodarczyk wydawał się dość zdecydowanym faworytem potyczki z Grigorijem Drozdem. Polski bokser miał po swojej stronie niemal wszystkie argumenty: doświadczenie, obycie na zawodowych ringach, cios, siłę fizyczną i wydawało się, że szalę zwycięstwa przechyli na swoją korzyść. Jednak życie bywa brutalne. Faworyt gospodarzy od samego początku dyktował warunki gry, często przebijając się przez gardę Włodarczyka. Kibice w Polsce czekali jednak spokojnie na ten mityczny zryw Diablo, który miał zapewnić mu zwycięstwo. W 7. rundzie, kiedy Krzysztof przyklęknął na macie ringu można było mieć wątpliwości czy on w ogóle nastąpi. Drozd nie słabł kondycyjnie, wyprowadzał celne i silne ciosy, spychając Polaka do lin. Około 10 rundy trzeba było już tylko czekać na cud. Cud, który ostatecznie nie nadszedł. Polak dotrwal do ostatniego gongu, jednak sędziowie nie mieli wątpliwości komu przyznać zwycięstwo, ogłaszając Drozda nowym mistrzem WBC wagi junior ciężkiej (119-108, 118-109, 118-109). Podsumowując tą walkę trzeba docenić Rosjanina, który zaprezentował się doskonale. Zawalczył dobrze, mądrze, zrealizował wszystkie założenia taktyczne nakreślone przez trenera i po prostu bez problemów pokonał Polaka. Mimo to, nijak nie można rozgrzeszać naszego rodaka. Zawalczył fatalnie, nie miał zupełnie pojęcia jak poradzić sobie z lotnym na nogach przeciwnikiem. Przez całą walkę wyglądał jak dziecko we mgle, które zgubiło zabawki. W takim stylu mistrz nie powinien przegrywać…
PODSUMOWANIE GALI W MOSKWIE
Denis Lebedev – Paweł Kołodziej
LEBEDEV TKO, 2 runda
Krzysztof Włodarczyk – Grigorij Drozd
DROZD PTS, 108-119, 109-118, 109-118
Absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Moja pasja to sport, w szczególności piłka nożna i sporty zimowe. Wielki fan Serie A i wierny kibic AC Milanu.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.