Wywiad z Piotrem Przybyszem

Niedawno rozmawialiśmy z Piotrem Przybyszem. O samym Przybyszu w Internecie za wielu wzmianek nie ma. Mamy nadzieję, że ten wywiad znacznie przybliży sylwetkę rodowitego Warszawiaka. Zapraszamy gorąco do czytania! – Czy Piotr Przybysz jest jedyną osobą od „czarnej roboty” w […]

Niedawno rozmawialiśmy z Piotrem Przybyszem. O samym Przybyszu w Internecie za wielu wzmianek nie ma. Mamy nadzieję, że ten wywiad znacznie przybliży sylwetkę rodowitego Warszawiaka. Zapraszamy gorąco do czytania!

– Czy Piotr Przybysz jest jedyną osobą od „czarnej roboty” w Polsacie?
– Ustalmy, co to znaczy „czarna robota”. Jeśli mówimy o pejoratywnym znaczeniu, o pracy, której nikt za bardzo nie chce wykonywać, żmudnej, niewdzięcznej i niedocenianej, to z pewnością mnie to nie dotyczy. Zakładam, że chodzi o prace niekoniecznie w pierwszym szeregu, może mniej prestiżową, ale równie potrzebną, jak komentarz na największych piłkarskich imprezach. Staramy się nasze produkty dostarczać widzowi w najlepszym „opakowaniu”, a piłkarskie spotkania musza mieć przed i pomeczowe materiały, analizy i skróty. Tę pracę trzeba wykonać i to jak najlepiej, z równym zaangażowaniem, gdy relacjonuje się finał Mundialu, bo tego wymaga szacunek dla widza i profesjonalizm. I z pewnością nie jestem jedyna osobą w redakcji wykonującą takie obowiązki.

– Jaki mecz komentowało się Panu najtrudniej?
– Myślę, że jak w każdej nowej pracy, najtrudniejsze są początki i największe problemy sprawiły mi pierwsze spotkania angielskiej Championship.

– Co wg Pana wymaga więcej pracy – zrobienie jakiegoś materiału czy relacjonowanie meczu?

– Wszystkie obowiązki traktowane właściwie wymagają czasu i dużego nakładu pracy. Oczywiście, więcej satysfakcji daje komentowanie rywalizacji, bo to dla każdego telewizyjnego dziennikarza zajmującego się futbolem największa frajda. Kilkuminutowy materiał do meczowego studia, o czym prawdopodobnie niewielu widzów wie, wymaga czasem nawet 6-7 godzin montażu plus research, który jest często dokładniejszy niż przed komentarzem. Jeszcze na samym początku trzeba napisać tekst, dobierając odpowiednie zdjęcia.

– Jak Pan ocenia samego siebie w roli dziennikarza sportowego?
– Na ocenę mojej pracy przeze mnie jest chyba za wcześnie – zrobię to pewnie, kiedy przejdę na emeryturę, albo gdy zmienię pracę. Liczy się tylko ocena widzów i mojego szefa, bo to on decyduje o tym, czym, i jak długo będę się zajmować.

– Jakie cechy musi mieć sprawozdawca?

– Dla każdego widza różne cechy mogą być tymi najważniejszymi, ale kilka identycznych na pewno znajdzie się w tym zestawieniu. Komentator musi kochać sport i mieć łatwość prowadzenia narracji, budowania emocji, umiejętność „wyważenia” w komentarzu proporcji między prowadzeniem wydarzeń na boisku a podawaniem informacji, nie związanych bezpośrednio z meczowymi sytuacjami i znać dobrze język polski, bowiem media w olbrzymim stopniu kształtują język młodych ludzi. Nawet w moim fachu – z tą polszczyzną bywa różnie. Przydałby się oczywiście także przyjemny dla ucha głos, ale jest wielu bardzo dobrych sprawozdawców, nie mających tego atutu. Ja, w każdym razie, nie narzekałbym, gdybym do tej charakterystyki pasował w 100%.

– Dlaczego nie zabrano Pana do Austrii i Szwajcarii trzy lata temu?
Jednak miał Pan jakiś udział we wkład swoich kolegów, bo mogliśmy Pana usłyszeć przez kilkanaście minut podczas półfinału Niemcy – Turcja, kiedy komentarz Bożydara Iwanowa i Romana Kołtonia nie docierał do centrali. Warto również wspomnieć, że Pan wszedł bezpośrednio na bramkę Miroslava Klose.

– Taka była decyzja kierownictwa stacji. W Warszawie miałem co robić – byłem rezerwowym przy wszystkich spotkaniach EURO 2008. Również przygotowywałem duże, kilkunastominutowe skróty z każdego meczu. Musiał ktoś zostać – wypadło na mnie, ale jak widać, swoje „pięć minut”, dosłownie ,miałem.

– Nie uważa Pan, że jeszcze nie dostał Pan poważnej szansy zaistnienia w zawodzie? 29 sierpnia kończy Pan 44 lata. Mateusz Borek kiedyś wspominał, że komentować będzie do czterdziestki. Pan już tę granicę dawno przekroczył.
– W telewizji można pracować bardzo długo, jeśli tylko głos pozwoli, więc wierzę, iż dostanę swoją szansę. Pamiętajmy, że dosyć późno, bo krótko przed czterdziestką, zadebiutowałem „na wizji”. Wcześniej, pomijając kilkumiesięczny epizod w redakcji sportowej TVP, robiłem coś zupełnie innego.

– Polsat pozyskał prawa do ekstraklasowych pojedynków. Mógłby Pan obstawić, ile Pan zrelacjonuje, w przeciągu całego sezonu spotkań w polskiej lidze?
– O tym zdecydują moi szefowie – może to będzie 5 lub 15 spotkań, albo może nie będzie żadnego. W tym ostatnim przypadku, ewentualnie zastanowiłbym się, czy nie warto robić czegoś innego.

– Czy Pana zdaniem istnienie Polsatu Futbol się opłaca? Stacja, w której Pan pracuje straciła Ligę Europy, a Ekstraklasa będzie też pokazywana na antenie Polsatu Sport.
– To pytanie absolutnie nie do mnie, ale skoro podjęto decyzje o uruchomieniu takiego kanału, to musiały być ku temu przesłanki – jesteśmy jedynym „czysto” piłkarskim kanałem w Polsce, a ekskluzywność zawsze wiąże się z jakimś prestiżem.

– Był Pan przez okres studiów piłkarzem. Opowie Pan naszym czytelników przebieg swojej kariery? Na jakiej pozycji Pan grał?
– Nie przesadzałbym z tym określeniem – piłkarze to są wśród moich kolegów po fachu – m. in. Marcin Rosłoń czy Rafał Dębiński znani doskonale widzom Canalu +. Ja swoją poważną przygodę z futbolem zakończyłem w wieku 20 lat, na poziomie 4 ligi. Później były już tylko występy w reprezentacji Uniwersytetu Warszawskiego, jeden sezon spędzony w trakcie studiów w piątej lidze w Finlandii, a potem amatorska gra w A-klasie i okręgówce. Teraz pozostała już tylko Warszawskiej Lidze Oldboyów – na pozycji środkowego obrońcy.

– Teraz jest Pan w reprezentacji dziennikarzy polskich, kierowanych przez Wojciecha Jagodę. Ile zagrał Pan meczów i zdobył Pan bramek?
– Z tą gra ostatnio nie jest najlepiej – z różnych powodów mam słabszą, delikatnie mówiąc, w ostatnim czasie frekwencje na treningach ,a wiadomo – kto nie jest nie trenuje, raczej na grę liczyć nie może.

– Pańscy koledzy mówią często na Pana „Pietras”. Skąd się wziął ten pseudonim.
– Odpowiedź będzie zaskakująca – od imienia Piotr. Tak mi się w każdym razie wydaje.

– Najważniejsza chwila w Pańskim życiu.
– Bez wątpienia – narodziny mojej córki, teraz już 16-letniej, Natalii. To najważniejsza osoba w moim życiu.

– Najbardziej utalentowany dziennikarz młodego pokolenia to..
– Jest kilku, ale nie czuję się upoważniony do publicznego dokonywania takiego wyboru.

– Nie lubię, gdy..
– ..mnie klepią po ramieniu oraz kiedy w zdaniu jest co drugie słowo brat. Nienawidzę fałszu, głupoty, nielojalności i braku tolerancji.

– Kiedy Pan zamierza „wyjść z cienia”?
– Nie pracuję może w świetle reflektorów, ale na brak słońca też nie narzekam. Jak uznam, że jest inaczej, będę się zastanawiał…

– Dziękuję za rozmowę.

Wywiad przeprowadził Mikołaj Baranek. Opublikowany 03.11.2011 r.

About Zygmunt Wiśniewski