Wywiad z Michałem Mitrutem

Michał Mitrut, najmłodszy komentator stacji Eleven Sports. Zaczął komentować, gdy miał zaledwie 23 lata. Właśnie mijają dwa lata od jego debiutu na antenie. O swoich początkach, pasjach, a także o perspektywach opowiedział specjalnie dla portalu TakSieGra. Zapraszamy! Na antenie Eleven […]

Michał Mitrut, najmłodszy komentator stacji Eleven Sports. Zaczął komentować, gdy miał zaledwie 23 lata. Właśnie mijają dwa lata od jego debiutu na antenie. O swoich początkach, pasjach, a także o perspektywach opowiedział specjalnie dla portalu TakSieGra. Zapraszamy!

Na antenie Eleven zadebiutowała już Bundesliga. Obsługiwanie kolejnej ligi zagranicznej to kolejne wielkie wyzwanie jakie stoi przed waszą telewizją.
– Wielkie wyzwanie, ale i wielka przyjemność. Ciężko mi wypowiadać się w imieniu całej redakcji, ale nikt nie „trzęsie portkami” przed intensywnymi weekendami, które czekają nas w sezonie 2017/18. Mamy już za sobą Superpuchar Niemiec i kilka transmisji z 2.Bundesligi oraz pierwszą kolejkę Bundesligi,  więc każdy kto miał obawy związane z tym czy sprostamy zadaniu, mógł je już rozwiać. Wiem, że w Internecie sporo było komentarzy pisanych przez widzów, którzy przyzwyczaili się do poprzedniego nadawcy Bundesligi i którzy początkowo nie byli zachwyceni tą zmianą, ale z tego co zaobserwowałem – pierwsza weryfikacja była w stu procentach pozytywna.  Wystarczył jeden weekend i większość nowych widzów Eleven zrozumiała, że w tej telewizji pracują pasjonaci i fachowcy zarazem, którzy szanują swych odbiorców.  Nie wykonujemy najważniejszego zawodu na świecie, ale z drugiej strony – robimy to dla dużej publiki. Publiki, która za to płaci i której należy się uczciwe traktowanie. Możemy im się zrewanżować tylko poprzez dobre opakowanie produktu.

Nie zabraknie Wam rąk do pracy?
– Nie, Patryk (Patryk Mirosławski – redaktor naczelny Eleven) zapowiedział, że będziemy robić Bundesligę tą redakcją, która już jest. Damy sobie radę. Nie będę wygadywał głupot jak Michał Kucharczyk i narzekał, że musimy pracować w weekendy. To praca, o której marzy wielu gości w moim wieku.

Swego czasu Mateusz Święcicki zamieścił na Instagramie zdjęcie, na którym śpi w fotelu w okraszone podpisem: „Tak wygląda człowiek, który skomentował 131 meczów w sezonie”. I teraz nasuwa się pytanie czy komentowanie tylu meczów to jeszcze przyjemność?
– Gdybyś usłyszał od któregoś z nas, że skomentowanie tak dużej liczby odbiera przyjemność z pracy, to ja bym takiej osobie proponował poszukać innego zajęcia. Dziennikarstwo sportowe, a zwłaszcza praca w tak dużej sportowej telewizji, moim zdaniem zdecydowanie najlepszej w Polsce, to szansa na pełne emocji życie zawodowe, życie pozbawione rutyny. Na naszym miejscu mógłby marudzić tylko ktoś, kto nie ma porównania do żmudnej, fizycznej roboty

Liczyłeś ile skomentowałeś w ciągu poprzedniego sezonu?
– Myślę, że to będzie około 150. To dlatego, że komentowałem praktycznie wszystkie piłkarskie rozgrywki jakie transmitujemy na naszej antenie. Do tego wpadło troszkę żużla.

Jak to się zaczęło? Kiedy zakiełkowała ci myśl by zostać dziennikarzem sportowym?
– Gdy miałem 11-12 lat bardzo dużo czytałem, to były czasy, gdy dzieci nie spędzały jeszcze tyle czasu przed komputerami. O smartfonach tym bardziej wtedy jeszcze nikt nie słyszał. A ja byłem dzieckiem  strasznie ciekawym świata, które albo czytało coś w domu, albo grało w piłkę na boisku za domem. Oczywiście, to nie dziennikarstwo było moim pierwszym marzeniem. Początkowo przez wiele lat łudziłem się, że zdołam nieco urosnąć i zostanę bramkarzem, bo zawsze uwielbiałem, do dziś uwielbiam, zajmować miejsce między słupkami. Natura jednak poskąpiła mi wzrostu, musiałem poszukać alternatywy. Jako gimnazjalista postawiłem sobie za cel, że zostanę komentatorem. Inspiracją była jedna z internetowych rozgłośni sportowych, gdzie goście w nastoletnim wieku sprawdzali się w roli sprawozdawców. Jak tylko to radio odpaliłem, od razu poczułem że dziennikarstwo sportowe może być drogą dla kogoś takiego jak ja. Gdyby nie ta chwila oświecenia, nie byłoby mnie w Eleven. Można powiedzieć, że gdybym się urodził 10 lat wcześniej, nie zostałbym komentatorem. Kluczowe było to, że jako młody chłopak mogłem zweryfikować swoje zdolności w internetowym radiu. Do tej pory pamiętam tryb w jakim wtedy żyłem: powrót z gimnazjum, trzy godziny nauki, potem dwie godziny przygotowania i dwie godziny meczu Ligi Mistrzów, komentowanego dla RadioGol. A o siódmej pobudka i do szkoły. Brzmi zabawnie, ale dzięki temu, że tak wcześnie zacząłem, mogłem wyeliminować błędy typowe dla nowicjuszy. Skoro pierwszy mecz skomentowałem jako 15-latek, wychodzi na to że robię to już od dekady.

Jaka będzie przyszłość radia internetowego?
– Ja myślę, że one cały czas będą funkcjonować. Obecnie są one bardziej potrzebne tym młodym chłopakom, którzy chcą stawiać pierwsze kroki, uczyć się tego, aniżeli słuchaczom. Osobiście, jestem pewien, że niemal każdy chłopak, który za 5-10 lat przebije się do TV, będzie miał za sobą szlify w radiu takim jak RadioGol. To kuźnia talentów. Poza tym, czasy się nieco zmieniły i mam wrażenie, że teraz szanse dostają ludzie, którzy mają do tego zawodu odpowiednie predyspozycje, a nie ci, którzy mieli szczęście lub układy. Ta branża poszła mocno do przodu i nadal będzie się rozwijać. Poziom komentatorów w Polsce będzie coraz wyższy.

Pracowałeś też w telewizji internetowej ITVL.
– To była stacja internetowa, która była ostatnią stacją przed Eleven. Pozwoliła mi komentować na miejscu. Tam komentowałem żużel. Wcześniej bawiłem się też w dziennikarstwo w  Radiu Centrum. Każdy z tych szczebelków, które pokonywałem był ważny i potrzebny. Szczególnie pomogło mi iTVL, gdzie miałem styczność z widownią która za płaci za dostęp do transmisji. To była praca, która uczyła życia pod presją. Nawet najmniejszy błąd mógł zostać wytknięty.

Jakie studia skończyłeś?
– Dziennikarstwo na KUL. W tym roku obroniłem pracę magisterską i skoro już o tym mówimy, to wcielę się trochę w adwokata tego kierunku. Skłamałbym mówiąc, że to nie był owocny czas. Poznałem wielu fajnych ludzi, którzy potrafili mnie natchnąć. Nabyłem sporo wiedzy, która często wybiegała poza dziennikarstwo, ale też jest bardzo przydatna. Czy studiowanie dziennikarstwa to kompletna strata czasu? Sporo zależy od tego gdzie studiujesz. Ja byłem tylko na KUL-u, na temat innych uczelni się nie wypowiem. W moim przypadku studia, może nie utorowały mi drogi do pracy, ale przynajmniej nie stanowiły kulę u nogi. Nie musiałem na nie poświęcać tyle czasu co studenci medycyny czy prawa, więc mogłem działać na swój sposób, gdy przebywałem poza akademickimi murami. Zresztą, komentatorem Eleven zostałem, gdy byłem jeszcze na piątym roku. Nikt nie robił mi problemów, wręcz przeciwnie, na uczelni mogłem liczyć na duża życzliwość wykładowców.

A skąd dowiedziałeś się o powstającym ELEVEN?
– Sam już tego nie pamiętam, ale zanim stacja ruszyła, to już pracowałem nad zdobyciem kontaktu do Patryka Mirosławskiego, a jak już go zdobyłem, to wydzwaniałem aż do skutku, byle tylko dostać się na przesłuchanie. Czas szybko leci, bo 22 sierpnia miną 2 lata odkąd zadebiutowałem na antenie Eleven.  Pierwszy mecz skomentowany przeze mnie to Dundee – Celtic , dokładnie 22.08.2015r. Miałem ledwo skończone 23 lata.

Czego się bałeś przed pierwszą transmisją? Tego, że stracisz głos?
– To na pewno, bo pamiętam jak Patryk powiedział  mi przed debiutem, żebym nie przesadzał z „pompowaniem”. W końcu, na meczu testowym w drugiej połowie już tylko skrzeczałem, przesadziłem z emfazą i zabrakło paliwa. W oficjalnym debiucie nie mogłem sobie na to pozwolić. Na szczęście,  nie byłem jakoś specjalnie zestresowany. Nabuzowany? Owszem, ale to nie tak że głos mi drżał. Chciałem tylko skomentować najlepiej jak potrafię.

Kiedy będziemy mogli Cię usłyszeć z jakiegoś stadionu?
– Nie wiem, znam swoje miejsce w szeregu. Poza tym –  ja w swoim życiu komentowałem wydarzenia sportowe ze stadionów, choćby dla iTVL. Wiem, że to fajna sprawa, ale nie mam dużego parcia by to nastąpiło jak najszybciej w Eleven. Samo przyjdzie, mam nadzieję.

Co chciałbyś osiągnąć w dziennikarstwie sportowym?
– Chce podnosić swój poziom, zyskiwać na popularności, być kojarzonym przez większą grupę odbiorców i być przez nią pozytywnie oceniany. Skomentowanie dużego meczu ze stadionu to oczywiście kusząca perspektywa, ale mam też inne cele, jak na przykład praca przy MMA. Za kilka lat chciałbym regularnie ten sport komentować.

Czym się jeszcze zajmujesz oprócz komentowania? Jakie są twoje pozostałe pasje?
– Gdy praca pokrywa się z pasją, to niewiele jest miejsca na pozostałe zajęcia, ale nie będę oryginalny: lubię wchłonąć jakąś dobrą książkę, z reguły niemającą nic wspólnego ze sportem, albo obejrzeć dobry serial. Jest jednak pasja, o której mówiłem na początku i która cały czas jest mi bliska: bramkarstwo. Jestem niski, ale uwielbiam bronić, i jak tylko jest okazją to kopię piłkę z kolegami na orliku. Tyle dobrego, że dorwałem ostatnio jedną ekipę, która postanowiła na mnie postawić w lidze szóstek. Zatem: jeśli pewnego razu na jednym z warszawskich orlików zobaczycie małego bramkarza, który puszcza gola za golem, to nie miejcie wątpliwości – to właśnie ja.

Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia marzeń.

About Krzysztof Wilkosz