Hitchcockowy spektakl w Leverkusen!

Mecz na BayArenie w Leverkusen zapowiadał się bardzo jednostronnie. Miał to być łatwy i przyjemny pojedynek dla gospodarzy, a okazał się być istną drogą przez mękę, na której nie było przystanku „Trzy punkty”. Koniec i bomba, kto nie widział ten […]

Mecz na BayArenie w Leverkusen zapowiadał się bardzo jednostronnie. Miał to być łatwy i przyjemny pojedynek dla gospodarzy, a okazał się być istną drogą przez mękę, na której nie było przystanku „Trzy punkty”. Koniec i bomba, kto nie widział ten trąba, albo niech przynajmniej przeczyta, co to się nie działo w piątkowy wieczór w północnej Westfalii.

Obie ekipy przed tym spotkaniem nie miały na swoim koncie ani jednej porażki, jednakże ich pozycje w tabeli były zgoła odmienne. Aptekarze rozpoczęli zmagania 3. kolejki jako lider Bundesligi, goście okupowali 9. pozycję w niemieckiej hierarchii, lecz ich wewnętrzna sytuacja w klubie nie napawała do optymizmu.

Wszystko to przez konflikt między trenerem Robinem Duttem, a prezesem Thomasem Eihinem. Ten pierwszy miał, tudzież nadal ma ogromne pretensje do włodarzy klubu, którzy, według niemieckiego szkoleniowca, oszczędzają na transferach, a precyzyjniej mówiąc, na wzmocnieniu linii ofensywnej.

Optymizm nie napawa również Obraniaka, który nie jest brany na poważnie przy wypisywaniu przez kierownika meczowej 18-stki, a co dopiero przy ustalaniu wyjściowego składu. Wyżej wymieniony szkoleniowiec wyjaśnia, że możliwy jest powrót polskiego reprezentanta do „podstawy”, jednak ten musi wziąć się ostro do roboty na treningach. Wiele wskazuje na to, że na zimę Ludo może zmienić barwy, gdyż ani on, ani Dutt nie mogą znaleźć nici porozumienia. Tak czy inaczej Obraniaka w tym meczu nie ujrzeliśmy.

*Może i na nasze szczęście! Z pewnością gra Werderu nie wyglądałaby dużo lepiej. Od początku to gospodarze byli w przeważaniu i to oni mieli pełną kontrolę nad przebiegiem spotkania. W Bundeslidze znaleźć wynik 0:0 graniczy niemalże z cudem, dlatego też bramka dla gospodarzy była tylko kwestią czasu. Na gola musieliśmy czekać aż do 17. minuty. Aż, bowiem Aptekarze mogli ucieszyć swoich kibiców dużo, dużo wcześniej. Akcja została zainicjowana z lewej strony boiska, Kießling będący na 20 metrze dostrzegł biegnącego po prawej flance Chorwata Tina Jedvaja, a ten potężnym strzałem pokonał bezradnego Wolfa. Była to tym samym 2000 bramka(!) zdobyta przez Aptekarzy w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Gospodarze dążyli nieustannie do podwyższenia wyniku. Jeszcze w pierwszej połowie doskonałą sytuację zmarnował król strzelców sezonu 12/13, Stefan Kießling marnując 150% sytuację.

Pomimo kontroli na boisku, goście również mieli swoje okazje. Przepraszam, próbowali stwarzać swoje akcje, lecz wychodziło to im bardzo nieporadnie. Leno w tym spotkaniu powinien uiścić opłatę w kasie klubowej za możliwość obejrzenia tego spotkania jako kibic, bo dużo roboty w pierwszej odsłonie nie miał.

Są jednak takie zdarzenia, które się nawet „fizjologom” nie śniły i tuż przed przerwą bramkę na 1:1 zdobył nowy nabytek Bremeńczyków Fin Bartels, który wykorzystał z zimną krwią błyskawiczny kontratak. Nie byłbym sobą gdybym nie wypomniał błędu przy kryciu, spisującego się przeciętnie Sebastiana Boenischa.

**Druga powoła pozwoliła nam przypomnieć co to znaczy prawdziwy niemiecki futbol. Ogromna ilość ostrych (ale nie brutalnych) wślizgów, zapaśniczych przepychanek, wejść ciało w ciało spowodowały zwolnienie gry, ale nikt o to nie miał absolutnie pretensji. To był doskonały przykład na to, że piłka nożna to nie gra dla nażelowanych dzieciaków.

Do 60 minuty, przez 90% czasu znajdowaliśmy się na połowie Werderu, lecz znów dostaliśmy bramkę niespodziankę. Po raz kolejny w defensywie nie popisał się nasz rodak, który zapomniał jaka pozycja jest jego nominalną. Akcja kopiuj, wklej tej pierwszej dla gości. Kontratak, odkryta prawa flanka, Di Santo płaskim strzałem pod nogami Leno kieruję piłkę do bramki i niespodziewanie to goście wyszli na prowadzenie. Od tego momentu na boisku zrobiło się dużo, dużo ciekawiej.

Po dwóch minutach znów mieliśmy wyrównanie. Piękną bramkę z rzutu wolnego na wysokości 20 metra zdobył Calhanoglu, który strzałem ponad murem przy bliższym słupku nie dał cienia szans Wolfowi.

Ten mecz stał pod znakiem zabójczych kontrataków i od 73. minuty wszystko miało schodzić na te właściwe tory. Tory, które miały zaprowadzić Bayer do stacji „3 punkty na żądanie”. Strzałem z okolic 16 metra, wprowadzony na boisko Son pokonał wygiętego jak struna niemieckiego golkipera Werderu.

Kiedy wszyscy byli święcie przekonani, że to gospodarze zgarną komplet oczek, Sebastian Prödl powiedział „nie, nie drodzy państwo, ja bez punktów nie wracam” i strzałem z 5 metra nie dał najmniejszych szans Berndowi Leno.

Jeśli ten mecz miał być przedsmakiem tego, co zobaczymy jutro na niemieckich boiskach, to ja już nie mogę się doczekać. Piłkarski majstersztyk. Gdyby Hitchcock żył, to z pewnością inspirowałby się tym pojedynkiem podczas kręcenia kolejnego thrilleru.

Bayer Leverkusen 3:3 (1:1) Werder Brema

17′ – Tin Jedvaj 1:0
45′ – Fin Bartens 1:1
60′ – Franco Di Santo 1:2
62′ – Hakan Calhanoglu 2:2
73′ – Heung-Min Son 3:2
86′ – Sebastian Prödl 3:3

Żółte kartki: Spahic, Calhanoglu, Castro, Reinartz – Galvez, Prödl

Bayer: Leno – Jedvaj, Toprak, Spahic, Boenisch – Castro, Bender (69′ Reinartz) – Calhanoglu, Öztunali (62′ Son) – Bellarabi, Kießling (90′ Drmić)

Werder: Wolf – Garcia, Prödl, Lukimya, Fritz (82′ Busch) – Galvez, Junuzovic, Bartels, Elia (78′ Petersen) – Selke (71′ Hajrović), Di Santo

Sędzia: Christian Dingert
Widzów: 30 210 (komplet)

About Bartosz Kijeski