Kij(eski) w mrowisko: kuku na muniu Stawowego

To, że Widzew Łódź gra piłkarską kaplicę nie jest żadną tajemnicą. Miejsce na szarym końcu I-ligowej rzeczywistości nie jest powodem do żadnej dumy. Każdy mecz w ich wykonaniu ogląda się z ogromnym bólem serca oraz politowaniem na twarzy. Podczas transmisji […]

To, że Widzew Łódź gra piłkarską kaplicę nie jest żadną tajemnicą. Miejsce na szarym końcu I-ligowej rzeczywistości nie jest powodem do żadnej dumy. Każdy mecz w ich wykonaniu ogląda się z ogromnym bólem serca oraz politowaniem na twarzy. Podczas transmisji człowiekowi napływają łzy do oczu i z przyzwyczajenia chwyta telefon by wysłać pomocniczego sms-a. Uwierzcie, gdybym miał możliwość, z chęcią podarowałbym temu klubowi bonusowe trzy punkty, ale najwidoczniej niedługo nie będzie to potrzebne.

Łódzki klub (nie sportowy!), który jako ostatni z polskich zespołów widział Ligę Mistrzów na własne oczy w niedługim okresie czasu stał się piłkarską degrengoladą, wyznacznikiem futbolowego dna, synonimem dla słów żenada, upadek, patologia. Kiedyś chłopacy z betonowych boisk marzyli o tym aby zagrać w wielkim Widzewie. Dzisiaj nie chciałby ich reprezentować nawet zawodnik kopiący w B-klasie. Przyczyn jest kilka. Gorsza murawa, mniejsze zarobki niż w pobliskim mięsnym, prestiż w zasadzie na podobnym poziomie. Chodzą pogłoski, że przez Orange Sport wzrosła ilość chorujących na nerwicę i ból głowy.

Gdyby mecze Widzewa komentował znany i lubiany przez wszystkich Andrzej Borowczyk (ten od Formuły 1) z pewnością nie raz usłyszelibyśmy Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Widzewiacy spadną z ligi albo Widzew ma problemy natury finansowej/technicznej. Faktycznie, aby zobaczyć ten klub w następnym sezonie w I-lidze potrzebny jest cud na miarę wskrzeszenia Łazarza. Jest jednak wśród nas osoba, która mocno wierzy w utrzymanie tego klubu. Co więcej, głośno myśli o wyższych celach niż o pozostaniu na zapleczu Ekstraklasy. Nie, nie mówię tu ani o Dr Housie ani też o znachorze Wilczurze, którzy wyleczyliby Widzew z każdej dolegliwości. Copperfield, Kasparow, Słodowy, Kaszpirowski, Bob Budowniczy – też odpadają.

Wojciech Stawowy – tak brzmi nazwisko osoby, która stanie za sterami tego zdezelowanego kutra na środku wzburzonego morza. Nie mam pojęcia dlaczego, ale przypomina mi on bardziej sołtysa Borowin niż futbolowego taktyka, który jest w stanie wznieść drużynę na wyżyny. Może to przez jego gustowny wąsik a’la Freddy Mercury. To tak na marginesie.

Nikogo nie zdziwił fakt, iż to krakowianin, a nie Jose Mourinho został szkoleniowcem Widzewa, lecz jego wypowiedź podczas pierwszej konferencji prasowej wprowadziła wszystkich w szok i niedowierzanie. – Jeśli utrzymamy Widzew w pierwszej lidze, celem w następnym sezonie będzie walka o ekstraklasę. A jak do niej wrócimy i dane mi będzie nadal w Łodzi pracować, za trzy lata chcę zagrać o eliminacje Ligi Mistrzów – tak powiada Stawowy (cytat za Przeglądem Sportowym). A ja chcę żeby na świecie nie było głodu i biedy. Halo, tu ziemia, tu ziemia! Czy Pan Wojtek mnie słyszy?

Każdy w życiu ma racjonalne marzenia, do których stara się dążyć. Jedne są bardziej ambitne, drugie zaś mieszczą się w kategorii „przeciętne cele w życiu”. Stawowy jednak przełamał wszystkie bariery, przekroczył wszelkie granice zdrowego rozsądku. Cel z serii science-fiction. Jeśli miałbym porównać to do jakiegoś filmu z pewnością byłaby to 2001: Odyseja kosmiczna, a w zasadzie to parodia tej produkcji 2001: Odyseja komiczna. Chciałbym się dowiedzieć czego zażył nieposkromiony Wojtek przed spotkaniem z dziennikarzami. U jakiego dilera się zaopatruje? Czy to towar z Nowej Huty, Zwierzyńca czy może jednak podrzucił mu to 12-latek w bramie na Polesiu? Wezwijcie lekarza, może da się go jeszcze uratować.

Jestem również ciekaw jak wyglądała reakcja w szatni po tej niebanalnej wypowiedzi. Śmiech i wygłupy, czy może pełna powaga i motywacja? Piłkarze doskonale wiedzą na co ich stać, gdzie są ich wyżyny umiejętności. Z pewnością na szybko przeanalizowali sobie słowa nowego trenera wpuszczając dane jednym uchem, a wypuszczając drugim z odpowiednim wnioskiem „Panie, nie bierzemy pana na poważnie!”. Stawowy nie będzie cieszył się popularnością w szatni Widzewa. Wiem, bo sam byłem zawodnikiem. Kiedy trener przedstawiał nam nierealne plany zawsze kończyło to się drwinami oraz blamażem na boisku. W tym przypadku może być podobnie.

Stawowy już raz obiecywał Ligę Mistrzów, z tym że w Gdyni. Jak to się skończyło wszyscy wiemy. Arka za udział w aferze korupcyjnej osunęła się o szczebel niżej i marzenia o Champions League prysły jak bańka mydlana.

Widzew nie zobaczy Ekstraklasy jeszcze przez dłuuuuugie lata. Ten zespół nie ma absolutnie żadnego potencjału by się tam znaleźć. Brak zaplecza treningowego, dobrej akademii, infrastruktury, a przede wszystkim brak zawodników. Trener z bajkowymi marzeniami to za mało, by utrzymać się w I-lidze. Trzeba być realistami i spojrzeć prawdzie w oczy, Łodzianie mogą zagrać w Lidze Mistrzów, z tym że Ósmej. Stawowy najwyraźniej zwariował, albo za długo grał w FIFE lub innego Football Managera.

About Bartosz Kijeski